Dlaczego założyłam bloga

Pisanie tego bloga jest wyrazem mojego posłuszeństwa Bogu, który już przed kilkoma laty zachęcał mnie do pisania. Celem jego jest zaświadczenie, że Jezus jest żywy i realny, a Bóg działa w życiu wierzących, którzy Go szukają i Jemu wierzą. Jest pisany ku zachęcie i inspiracji, aby z wytrwałością i pasją podążać za Jezusem. Zasadą Bożą jest, że prawda wyzwala. To, co piszę, przyniosło wolność do mego życia, więc wierzę, że przyniesie i do Twojego, o to też się modlę… A jeśli poczujesz się zachęcony/-a moimi postami, poleć proszę tego bloga swoim znajomym, aby Imię Jezusa było uwielbione „przez dziękczynienie wielu.” Zachęcam Cię jednak przede wszystkim do medytowania nad Biblią, aby "zaświeciła ci prawda Ewangelii" (Ef 4, 17-24).
Istnieje możliwość zamówienia książki, która powstała w oparciu o teksty z bloga. W celu zakupu proszę o kontakt na maila hakiiki@gmail.com

Bieżące informacje z misji w Ugandzie (2010-2013):

Jak czytać bloga

Zachęcam do chronologicznego czytania bloga. W tym celu proszę najpierw wejść do archiwum (po lewej stronie pod ulubionymi linkami) i wybrać rok 2007, a następnie zjechać na sam dół strony.

wtorek, 31 lipca 2007

Szczur, kopytka i szkoła

Właśnie siedzę w klasie sierocińca, gdzie moi uczniowie pizą test z pierwszego tygodnia nauki angielskiego. Czuję się świetnie w roli nauczycielki, choć dość ciężko uczyć tych, którzy nie znają nawet podstaw angielskiego, ale wiem, że jest to możliwe. A moi uczniowie są wdzięczni. Wiele się wydarzyło od mojego ostatniego wpisu. Kilka dni temu obudziłam się w nocy, gdyż poczułam że coś łazi po mnie. Był to szczur!!! Mieliśmy trzy szczury w domu, ale już je pozbawiliśmy życia. Nie zareagowałam jak prawdziwa kobieta piszcząc, bo nie chciałam obudzić pozostałych domowników, ale wygoniłam go z mojego łóżka i bardzo starannie okryłam się moskitierą. Kenneth – brat Dyrektorki misji powiedział, że szczury zorganizowały zawody, że kto wejdzie na „Muzungu” (czyli białą osobę) i zatańczy na niej, zostanie zwycięzcą :) Z innych przygód to przy domu mamy koguta, który budzi nas codziennie o 5:00, piejąc trzy razy co 15 minut, poza tym przez tydzień mieliśmy w domu roczną sierotkę, która często nocy płakała, więc ostatnio trochę niedosypiałam. Jednakże kilka dni temu dostałam zatyczki do uszu, więc już teraz dobrze śpię, aż do 6:30 :)

Raz w tygodniu we wtorek mamy w kościele nocne czuwanie od 21:30 do 1:30. Potem niektórzy śpią w kościele i wstają o 5:00 żeby modlić jeszcze przez parę godzin rano. Byłam tam w ubiegły wtorek, bardzo mi się podobało.

Tydzień temu pojechaliśmy na ślub znajomego dyrektorki do innej wioski. Byliśmy wielką atrakcją. Wydawało się, jakby wiele z nich po raz pierwszy w życiu widziało Muzungu. Stale się nam przypatrywali, szczególnie na weselu, gdzie byliśmy otoczeni mnóstwem miejscowych, którzy nie spuszczali z nas oka, jak wysiedliśmy z samochodu. Usadzono nas na honorowych miejscach, gdzie wszyscy nas bacznie obserwowali. Jak im machałam, wszyscy mi odmachiwali, ale najwięcej śmiechu przyniosło, jak im posyłałam całuski. Wszyscy się zanosili od śmiechu, gdyż w kulturze ugandyjskiej nie znają posyłania całusków, ale wolno je posyłać tylko do dzieci i kobiet.

Ludzie utrzymują się tu głównie z własnych plonów ziemi. Uprawia się tu ziemniaki, słodkie ziemniaki, kasawę (smakuje jak ziemniaki), kapustę, marchew, cebulę, banany słodkie i takie bez smaku - do gotowania, które po ugotowaniu tez smakują prawie jak ziemniaki, fasolę, awokado, pomidory. Codziennie jemy fasole, ziemniaki, cos takiego jak naleśniki, tylko twardsze i nie słodkie (czapati), ryż, kapustę i czasem inne z wymienionych wyżej oraz czasem mięso, najczęściej wołowinę i wieprzowinę. Dziewczyny z sierocińca, które pomagają w domu dyrektorki, nie umieją zbytnio gotować, ale przyjeżdża do nas czasem kuzynka dyrektorki – Margaret, która gotuje bardzo pyszne rzeczy z wymienionych wyżej składników. Próbuje uczyć tego dziewczyny z sierocińca. Z owoców to jemy prawie codziennie: banany i ananasy (są bardzo słodkie, bardzo smaczne) oraz coś takiego co nazywa się jackfruit (dżekfrut), ale mi to nie smakuje, ma dziwny smak, jakby zepsuty banan. Poproszono mnie też o ugotowanie czegoś, więc ugotowałam kopytka oraz leczo. Nauczyłam ich też, jak zrobić biały ser z krowiego mleka, który niestety smakował tylko kilku osobom, które potem żartowały, że z tego sera zrobimy trutkę na szczury. Słyszałam, że takie dobre jedzenie skończy się wraz z wyjazdem wolontariuszy z USA. Potem zapewne będę jeść to, co zwykle jedzą biedni ludzie na wsiach, czyli ryż, fasolę i kapustę, a raz w tygodniu mięso. Myślę, że przyzwyczaję się jakoś do tego skromnego jedzenia. Pan Jezus jak przyszedł też stał się "jednym z nas" i nie wybrzydzał :) a w porównaniu ze ślicznym Niebem - to dopiero było wyrzeczenie! Dzięki Mu niech będą za zbawienie i życie wieczne, które mamy przez wiarę w Jego Imię!

Tylko w biurze jest generator prądu, wiec tylko tam mogę naładować laptop i komórkę oraz sprawdzić maile. Dyrektorka jest zajęta w biurze cały tydzień, wiec nie za bardzo mam jak sprawdzać maile, bo mogę to zrobić tylko na jej komputerze.

Jest tu mnóstwo potrzeb finansowych. Zauważyłam, że niektóre dziewczyny z sierocińca nie maja butów lub zbyt wiele ubrań. Nie noszą biustonoszy, bo nie maja, a „maja czym oddychać”. Wiec myślałam też, żeby im kupić biustonosze, buty, materiały na sukienki, ale nie mam wystarczającej ilości pieniędzy, więc gdyby ktoś z czytających poczuł się zainspirowany do ofiarowania jakieś kwoty na te cele lub inne, proszę o kontakt na maila. Dziewczyny uczą się krawiectwa, wiec mogłyby sobie coś uszyć, co byłoby taniej. Mamy też w kościele 20 osobowy chór i jest ich marzeniem mieć te same stroje, kiedy występują w kościele. Uszycie ich kosztowałoby jakieś 500 zł. Dyrektorka misji ma wiele pomysłów, marzeń i wizji, co chciałaby zrobić dla tej społeczności. Maja przyjść jakieś znaczne pieniądze z USA, za które będzie zbudować szpital. Jej „malutkim” marzeniem jest mieć projektor, czyli rzutnik. Gdybyśmy go mieli, można by to robić wiele inicjatyw edukacyjnych, a także mieć coś w rodzaju „chrześcijańskiej dyskoteki,” przez co moglibyśmy przyciągnąć młodzież z okolicy, nawiązać relacje i ewangelizować. W grudniu będzie tu duża chrześcijańska konferencja młodzieżowa (ok. 1000-2000 osób). Moglibyśmy mieć niezwykły wpływ na te młodzież, używając projektor. Taki projektor kosztuje od 3000 zł, czyli ok. $1000. Wierze, ze Bóg w jakiś sposób da nam pieniądze na ten cel. Czy możecie sobie wyobrazić osoby z wiosek, które cale życie żyją bez elektryczności i komputerów, kina, teatru itp., które nagle mają możliwość dotknąć tego, co dla nas jest codziennością? Mówię tu o użyciu projektora, aby głosić Ewangelię (mamy wiele pomysłów na to) oraz edukować ich. Procent społeczności ugandyjskiej, która skończyła uniwersytet nie przekracza 20%, szkoły średniej – 40%, kursów zawodowych – 50%. Szkoły podstawowe są rządowe, czyli bezpłatne, ale za kolejne stopnie edukacji trzeba płacić, a ludzie są biedni. Dzieci i młodzież mają też wiele obowiązków w domu, po szkole, wiec nie maja czasu nawet żeby się uczyć. Nie ma sieci wodociągów, więc wodę trzeba nosić ze źródeł. Tak wiec, kończąc podstawówkę, niektórzy nawet nie potrafią dobrze liczyć, nie mówiąc już o innych wiadomościach. Nie rozwija się tu też zdolności dzieci, czy młodzieży. Marzy mi się użycie projektora także w tym celu (mam parę pomysłów). Dużym problemem dla ludzi jest nieznajomość języka angielskiego, który jest językiem narodowym. Wobec tego mają ograniczone możliwości zdobycia pracy. Dlatego cieszę się ogromnie, że Bóg mnie postawił w miejscu ich potrzeb: uczę angielskiego 55 osób z sierocińca, a jest to bardzo prawdopodobne, ze ta liczba z czasem się zwiększy. Dyrektorka (musze kiedyś o niej napisać więcej, gdyż jest niesamowitą osobą), potrzebuje asystentki, bo jest przepracowana. Wobec tego, ze znam się na komputerze, będę szkolić jej przyszła asystentkę/-i, a z czasem i więcej osób, dając im możliwości posiadania tego rodzaju umiejętności, a wiec pozyskania pracy. Mam też bezpośrednią możliwość chrześcijańskiego wpływu na dzieci (a przez to i ich rodziców), bo uczę w szkole niedzielnej, a także będę szkolić ich nauczycielkę, która będzie kontynuować moją pracę w szkole niedzielnej. W przyszłości będę szkolić więcej nauczycieli szkółki niedzielnej z okolicy. Myślę tu także o potencjale posiadania projektora, bo w naszej wiosce jest około 1000 dorosłych, ale 2000 dzieci i młodzieży do lat 18. Użyciem projektorem można by było ich przyciągnąć do Jezusa (mam kilka pomysłów). Mamy też plany ewangelizacji okolic, używając projektora.

Ubiegłej niedzieli, przygotowując się do prowadzenia zajęć w szkółce niedzielnej o stworzeniu świata, Bóg dał mi prostą piosenkę: „God created people in His own image, alleluja.” Piosenka ta podobała się dzieciom, a potem reszcie Kościoła, kiedy zaprezentowaliśmy ją na zakończenie. Jeden z pastorów powiedział, że właśnie przemieściliśmy się o „whole another level”, a to wyrażenie znaczy „znaczne przemieszczenie się z jednego poziomu na inny”, ale to znaczy tak jakby ktoś z pierwszej klasy podstawówki nagle został przeniesiony do pierwszej klasy liceum z powodu osiągnięć. Taki komplement bardzo mnie ucieszył, bo naprawdę mam „Boże ambicje” formacji duchowej tych dzieci, których potencjał tak naprawdę w ugandyjskich kościołach jest bardzo lekceważony. Proszę was o modlitwę, abym dała się Bogu inspirować do kreatywnego podejścia w wielu zajęć na tej misji.
Tych troje Australijczyków, którzy przyjechali tu ze mną na początku lipca wyjeżdża już 2 sierpnia, ale przyjeżdża 15-osobowa grupa Amerykanów, która zostaje do 10 sierpnia. W tej grupie będzie pielęgniarka, która zostanie do początku września. Potem będę tu jedynym „Muzungu”, aż do grudnia, kiedy znów mają przyjechać jacyś wolontariusze z USA.
Wśród wolontariuszy jest 25-letni Amerykanin – Travis, który przyjechał tu na miesiąc jako wolontariusz w 2004 i po powrocie do domu Bóg go zainspirował do założenia non profit organizacji charytatywnej „Global Suport Mission” (zobaczcie stronę internetową http://www.globalsuportmision.org/ są tam filmy i zdjęcia m.in. z mojego obecnego otoczenia). Travis jest tutaj od czerwca, a z Ugandy jedzie do innej organizacji w Nairobi w połowie sierpnia. Ostatnio w kościele Travis mówił swoje świadectwo i wspomniał o tym, ze wierzy w Boga, który zaopatruje, gdyż stan jego konta w tym momencie jest 0. Wierzy jednak, ze jest w miejscu Bożego powołania i dlatego zrezygnował z pracy, aby się poświęcić zdobywaniu funduszy dla takich organizacji jak „Bringing Hope” w wielu biednych krajach na całym świecie oraz wysyłaniu wolontariuszy do tych organizacji. Taka osoba jak on jest dla mnie wielka zachętą, dlatego potem (czując inspirację od Boga) dałam mu moje ostatnie $50. Po pierwsze byłam posłuszna Bogu, po drugie Bóg przez to pokazał Travisowi, że się o niego troszczy, a po trzecie ja mam swój udział w „duchowych owocach” jego dzieła, gdyż kiedy my dajemy pieniądze na jakieś dzieła, to choć sami w nich nie uczestniczymy, to w oczach Boga mamy w nich udział i nie utracimy naszej zapłaty w życiu przyszłym.
Ugandyjczycy, oprócz nadanego im przez rodziców imienia, muszą mieć także inne – jedno ze specjalnych 12 imion, które mają specjalne znaczenie. To imię używa młodsza osoba, zwracając się do starszej, gdyż ze względu na respekt, nie może zwracać się do niej po imieniu. Postanowiono więc i mnie nadać specjalne imię i chciano mnie nazwać „Aboli”, co znaczy „ukochane dziecko” (takie imię ma dyrektorka), ale znając kilka z nich – ja wybrałam sobie „Akiki”, bo podoba mi się jego znaczenie – „zdobywca narodów”. To imię z przeznaczeniem. Wierzę, że są tu dla mnie pola do zdobycia dla Jezusa, w tym właśnie szczególnym miejscu, gdzie Bóg mnie postawił.
Jestem tu bardzo bezpieczna, a wszyscy się o mnie troszczą i odnoszą z wielkim szacunkiem, jak w Polsce do biskupa. Cieszę się, że tu jestem, czuję się tu coraz bardziej jak u siebie. Dyrektorka Faith Filo jest 35-letnią kobietą o bardzo silnej osobowości i autorytecie oraz mocnym duchu. W 2000r. Bóg powiedział jej, żeby zrezygnowała ze swej pracy i założyła organizację, troszcząc się o biednych i chorych w wiosce rodzinnej. Przez wiele lat zmagała się z problemami finansowymi, jednakże pomogła wielu osobom. Organizuje też różnego rodzaju pomoc dla innych ludzi w okolicy, którzy pomagają sierotom i chorym na AIDS. Założyła też 2 sierocińce i przychodnię. Przeszła wiele, jak również diabeł wielokrotnie próbował ją zatrzymać lub ograniczyć jej działanie, m.in. przez czary czarowników. Kiedyś napiszę o niej więcej, zresztą mam jej pomóc w napisaniu książki, która już wiem, że będzie fascynująca, jak i jej życie. Ona jest w Bogu cały czas, często śpiewa na Jego chwałę, pracując w biurze lub w innych okolicznościach. Mamy dobry kontakt, ona lubi mnie, ja bardzo lubię ją i czuję wielki respekt dla niej za to, co przeszła i co robi. Powierzam ją więc waszej modlitwie.

1 komentarz:

nichts pisze...

super, oby tak dalej! :)
P.s.
zalogowało mnie jako Dżemik, być może mam tu jakąś stronkę, ale nie wiem nawet jaką, więc się tym nie sugeruj. :)

powodzenia!
shalom. <><