Dlaczego założyłam bloga

Pisanie tego bloga jest wyrazem mojego posłuszeństwa Bogu, który już przed kilkoma laty zachęcał mnie do pisania. Celem jego jest zaświadczenie, że Jezus jest żywy i realny, a Bóg działa w życiu wierzących, którzy Go szukają i Jemu wierzą. Jest pisany ku zachęcie i inspiracji, aby z wytrwałością i pasją podążać za Jezusem. Zasadą Bożą jest, że prawda wyzwala. To, co piszę, przyniosło wolność do mego życia, więc wierzę, że przyniesie i do Twojego, o to też się modlę… A jeśli poczujesz się zachęcony/-a moimi postami, poleć proszę tego bloga swoim znajomym, aby Imię Jezusa było uwielbione „przez dziękczynienie wielu.” Zachęcam Cię jednak przede wszystkim do medytowania nad Biblią, aby "zaświeciła ci prawda Ewangelii" (Ef 4, 17-24).
Istnieje możliwość zamówienia książki, która powstała w oparciu o teksty z bloga. W celu zakupu proszę o kontakt na maila hakiiki@gmail.com

Bieżące informacje z misji w Ugandzie (2010-2013):

Jak czytać bloga

Zachęcam do chronologicznego czytania bloga. W tym celu proszę najpierw wejść do archiwum (po lewej stronie pod ulubionymi linkami) i wybrać rok 2007, a następnie zjechać na sam dół strony.

piątek, 16 maja 2008

Ukryte skarby cz. 1

Choć wydawałoby się, że blog mój został stworzony na czas pobytu w Ugandzie, są jeszcze sprawy, o których chciałam pisać w czasie mojego pobytu w Ugandzie, ale zapracowanie w ostatnich tygodniach mojego pobytu na misji niestety mi to skutecznie uniemożliwiło.

To, co czym będę pisać w temacie ukrytych skarbów, podzieliłam na kilka części, aby się lepiej czytało.

Kilka tygodni temu miałam doświadczenie, które mnie zdziwiło. Otóż moje serce napełniło się lękiem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się bałam. Nie zgadzam się na obecność żadnego lęku w moim życiu, gdyż lęk paraliżuje i sprawia, że patrzymy na okoliczności, a nie na Jezusa, który może wszystko. Ktoś powiedział, że w Biblii jest 365 razy użyte słowo „nie bój się”, a więc na każdy dzień roku. Bóg wie, że szczególnie potrzebujemy tego rodzaju zachęty. Trudno nam jednak po prostu nie bać się. A zapominamy, że martwienie się jest takim samym grzechem jak każdy inny, gdyż w Biblii czytamy wielokrotnie, że mamy się nie martwić. Na przykład w liście do Filipian czytamy: „O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie” (Flp 4, 6-7). Tego rodzaju fragment powinniśmy znać na pamięć, aby w sytuacji zmartwienia sobie go przypomnieć i powierzać swe troski z zaufaniem Bogu, który nas kocha i któremu na nas zależy (1P 5, 7).

Doświadczyłam jednak, że oprócz powierzenia Bogu swoich trosk, w moim sercu nadal był lęk. Zastanawiałam się, co z nim zrobić. Przypomniałam sobie, że Biblia mówi, iż lęk pochodzi od diabła. Wobec tego wiedziałam, że należy mu się przeciwstawić, bo to jako skuteczny środek poleca nam Bóg: „przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was” (Jk 4, 7).

W tym kontekście pojawiło się w moich myślach wspomnienie pewnej sytuacji z Ugandy, kiedy to dyrektorem szkoły zawodowej, którą prowadzi organizacja „Bringing Hope To The Family”, został wybrany pewien człowiek. Była to jego pierwsza praca tego typu i wobec tego miał wiele pytań i w ogóle był bardzo niepewny swego autorytetu jako dyrektor. Niejednokrotnie słyszałam jego rozmowy z Faith, które dotyczyły pozwolenia mu na pewne zmiany w szkole i za każdym razem Faith mu powtarzała: „John nie musisz przychodzić do mnie co tydzień, aby się pytać, czy możesz zrobić to, czy tamto. Ja ci ufam. Masz ode mnie pozwolenie (autorytet) do tego, aby decydować o wszystkim, czego dotyczy twoja praca. Oczekuję od ciebie tylko raportów.” Jednakże pan John po kilku dniach znów się pojawiał w biurze i znów pytał, czy może zrobić coś tak, albo tak. Ja prawie od samego początku uważałam, że ten człowiek nie będzie dobrze wypełniał swoich obowiązków, gdyż nie działał w autorytecie, jaki otrzymał od dyrektorki. Nawet go chyba nie rozumiał i nie korzystał z przywilejów tego rodzaju autorytetu. Pojawiły się wobec tego problemy z młodzieżą w szkole, która go nie szanowała i nie słuchała. Działo się tak, gdyż widać po nim było, jaki jest wszystkiego niepewny i nie postępuje w autorytecie, jaki miał. W końcu sam zrezygnował.

Kojarzy mi się to z sytuacją uczniów Jezusa, kiedy płynęli łodzią i była burza, a Jezus spał. Oni byli przestraszeni i sądzili, że utoną. W końcu obudzili Jezusa, żeby ich ratował. Jezus rozkazał burzy i nastała cisza na jeziorze. A do uczniów powiedział: „czemu pełni lęku jesteście i małej wiary?” (Mk 4, 40). Gdyby Jezus nie miał podstaw, to by im wyrzutów nie robił. Uczniowie Jego już zdążyli się napatrzyć na wiele cudów, które Jezus czynił i nad Jego władzę nad demonami. Zostali wybrani jako apostołowie, aby został im przekazany Jezusa autorytet. W tamtym czasie jednak jeszcze tego nie rozumieli, że mieliby autorytet w Imieniu Jezus, aby rozkazać burzy, by się uciszyła. A za chwilę byli przecież wysłani, aby głosić Ewangelię, uzdrawiać i uwalniać ludzi od demonów właśnie w tym autorytecie. I nie tylko apostołowie, ale też inni uczniowie z nimi, którzy dostali taki sam autorytet. Ciekawe jest też, że tę lekcję z łodzi dobrze zapamiętali, gdyż niedługo potem, jak nie chciano przyjąć Jezusa w jednym z miast samarytańskich Jakub i Jan powiedzieli do Jezusa: „czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” Zdali sobie w końcu sprawę, że mają taki autorytet, aby rozkazywać wystąpieniu nawet takich zjawisk przyrodniczych, jak „ogień z nieba”, jak to zresztą miało również miejsce w przypadku Eliasza (2Krl 1, 9-14).

Jako chrześcijanie mamy autorytet w potężnym Imieniu Jezus nad okolicznościami w naszym życiu, które mogą się nam wydawać jak ta burza na jeziorze. Mamy też autorytet nad chorobami i nad demonami. Mamy go, bo Jezus nam go przekazał: „tym, którzy uwierzą te znaki towarzyszyć będą: w IMIĘ MOJE złe duchy będą wyrzucać (…) na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie” (Mk 16, 17-18). Nie ma tu co prawda mowy o autorytecie nad okolicznościami, ale przecież Jezus w innym miejscu powiedział coś na temat wiary: „kto powie tej górze: , a nie wątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie” (Mk 11, 23) i o mocy Jego Imienia: „o cokolwiek byście prosili Ojca da wam w IMIĘ MOJE” (J 16, 23). To słowo „prosić” użyte w tym kontekście jest tym samym słowem, które oznacza także „domagać się czegoś w sytuacji, gdy to się komuś należy w racji prawa”. Jezus mówi nam, że od kiedy uwierzyliśmy w Niego, mamy prawo domagać się od Boga wysłuchania nas, gdy powołujemy się na Imię Jezusa, oczywiście, gdy modlimy się zgodnie z wolą Bożą.

Często jednak nie rozkazujemy tym „burzom” w naszym życiu, by się uspokoiły, gdyż nie wiemy, czy to jest zgodne z wolą Bożą. A nie wiemy, co jest wolą Bożą, a co nie, bo nie czytamy Biblii. W Liście do Rzymian 12, 2 Apostoł Paweł pisze: „przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe”. O tym jest też mowa w Liście do Efezjan 4, 23. Natomiast w Ef 5, 17-19 jest wyjaśnione, że będziemy potrafili rozróżnić, co jest wolą Bożą kiedy będziemy napełniać nasze myśli Słowem Bożym. O tym jest też mowa w Księdze Powtórzonego Prawa 6, 6-7, w Księdze Barucha 4, 1-4 i wielu innych miejscach w Piśmie Świętym. Tak więc czytanie i rozważanie Biblii pomoże nam z łatwością rozróżniać, co w naszym życiu się dzieje jako wola Boża, a co nie, a także czy to, o co się modlimy jest zgodne z wolą Bożą. I czy należy o to prosić Boga, czy raczej wyznawać. Mam tu na myśli przede wszystkim modlitwy za siebie samych.

Faith powiedziała mi, że w Ugandzie są chrześcijanie, którzy modlą się o cudzy samochód lub inną cudzą własność. Podchodzą na przykład do samochodu, który im się podoba, kładą na nim ręce i wyznają, że w Imię Jezusa ten samochód będzie do nich należeć. Oczywiście tym chrześcijanom brak poznania spraw autorytetu, mądrości i zdolności rozróżniania. Bóg nie obala jednego prawa (naszego prawa do własności), aby ustanowić inne, no chyba, że my sami z rezygnujemy z naszych osobistych praw dla spraw Królestwa Bożego, ale to już zupełnie inna historia.

Jak czytamy Dzieje Apostolskie, to widzimy Apostołów i innych wierzących, którzy dokonywali znaków i cudów w Imieniu Jezus. Dziś też w Kościele Jezusa tak się dzieje. W Ugandzie w kościołach protestanckich oraz w kościele katolickim Bóg powołuje charyzmatycznych wierzących, którzy rozumieją sprawę autorytetu jaki mamy w Imieniu Jezus i kiedy modlą się za opętanych, ci doznają uwolnienia, a kiedy modlą się za chorych, ci doświadczają uzdrowienia w Imieniu Jezus! Spotkałam też wielu takich wierzących w Polsce.

Wracając do wątku, od którego zaczęłam. Zdałam więc sobie sprawę, że lęk mnie zaczyna paraliżować, a wcześniej przecież oddałam ten problem Bogu i postanowiłam się nie martwić, wciąż jednak czułam, że nie mogę się pozbyć tego lęku. Wobec tego zdecydowałam się przeciwstawić diabłu i temu lękowi w Imieniu Jezus, aby pokój i odwaga wypełniły me serce. Powiedziałam więc: „w Imieniu Jezus przeciwstawiam się lękowi, który jest w moim sercu i nie zgadzam się na niego. Wyznaję, że mam pokój serca w Imieniu Jezus, przez wiarę w Bożą obietnicę, że jeśli ja powierzam me troski Panu, to On się nimi zajmuje, a pokój wypełnia me serce. Dziękuję Ci Boże za Twoją miłość i za Jezusa, który jest moim pokojem”. I lęk odszedł, a pokój Boży wypełnił me serce.

Piszę o tym, aby zachęcić Was do stosowania modlitwy „niezgody”, czyli modlitwy, w której głośno wypowiadamy, że nie zgadzamy się na sytuację, jaką diabeł nam stworzył, aby utrudnić nam życie. I że nie zgadzamy się na chorobę i problemy, o których wiemy, że nie są wolą Bożą dla naszego życia. Trzeba nam być świadomym autorytetu, jaki mamy w Imieniu Jezus i tego, że jak w modlitwie „Ojcze Nasz” wyznajemy, żeby wola Boża była na ziemi tak, jak jest w Niebie, tak też wyznajemy to także nad swoim osobistym życiem. Nie prosząc o to, ale wyznając, że tak ma być i że tak będzie. To jest bowiem nasze dziedzictwo w Chrystusie i jeden ze skarbów w Nim.

Ukryte skarby cz. 2

Jezus powiedział, że wybrał nas, abyśmy przynieśli owoc (J 15, 16). Nie proszę więc o to, żeby przynieść Bogu owoc swoim życiu, ale ja wyznaję, że tak będzie i że moje życie będzie owocne. Mogę wyjaśnić temat „modlitwy wyznawania” na przykładzie. Rodzice mówią swemu dziecku: „na urodziny dostaniesz rower”. Tak więc dziecko zaraz biegnie do kolegów i by się pochwalić: „na urodziny dostanę rower!” I przy każdej sposobności mówi wszystkim w około: „niedługo dostanę rower!” Czy ma już ten rower, o którym tak pewnie mówi? Nie. Rozgłasza to z pewnością wiary, że rodzice go nie okłamią i dostanie ten rower, jak przyjdzie czas jego urodzin. Byłoby zupełnie niezrozumiałe, gdyby to dziecko przyszło za jakiś czas do rodziców i powiedziało: „proszę, kupcie mi rower na urodziny”. Rodzice by pomyśleli, że jest coś nie-tak z ich dzieckiem, bo przecież już mu obiecali rower, więc po co się jeszcze o niego prosi? My jednak często się tak zachowujemy, kiedy prosimy Boga o rzeczy, które On nam już obiecał, że je da i że jest Jego wolą, abyśmy je mieli. Myślę, że powinniśmy uważnie czytać Biblię, aby nie prosić o rzeczy, które Bóg chce nam dać i już nam o tym powiedział w swoim Słowie. Taka modlitwa prośby jest jak proszenie o już dawno obiecany rower. Czytając starannie Biblię znajdziemy obietnice dotyczące różnych sfer naszego życia. Ktoś jednak mógłby powiedzieć: „skoro Bóg już to obiecał, to po co to wyznawać?” Wyznawanie jest potrzebne budowaniu naszej wiary i trwaniu w radosnym oczekiwaniu na pewne spełnienie się danej obietnicy w naszym życiu.

Do modlitwy wyznania potrzebne jest, abyśmy wiedzieli, czego Bóg dokonał dla nas w Chrystusie, abyśmy wierzyli w to i wyznawali z wiarą. To właśnie nasze głośne wyznanie doprowadza do zamanifestowania się tych rzeczy w naszym życiu.

Czasem niektóre obietnice mogą wydawać się dość nierealne. Ale czy postępujemy i zachowujemy się tak, jakby były prawdziwe? Czy wyznajemy, że one są prawdziwe i że zrealizują się w naszym życiu? Powinniśmy zawsze najpierw z wiarą wyznać, że jest tak, jak mówi obietnica, zanim ona stanie się faktem w materialnym wymiarze. Zgodnie ze Biblią, ona już jest spełniona w rzeczywistości duchowej przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, w którym wszystkie Boże obietnice są przecież na „tak” (2Kor 1, 20).

Gdy wyznaję kim jestem w Jezusie, niejako zabiegam o to i żyję tym, a wtedy przywłaszczam sobie to, co legalnie przez ofiarę Jezusa jest moje. Robię tak, aby przeżywać realnie moje chrześcijaństwo, które powinno przecież być bardzo praktyczne i nadawać smak mojemu życiu.

Może nasuwać się pytanie: "Jeśli to jest tak łatwo dostępne, to dlaczego tak wielu ludzi tego nie doświadcza?" Słyszałam kiedyś pewien przykład. Gdyby ktoś wygrał milion złotych na loterii, ale nie wiedziałby o tym, to wcale by mu się lepiej nie powodziło, mimo że te pieniądze należałyby już do tej osoby. A ta osoba byłaby w błędzie gdyby powiedziała, że ich nie ma. Wiele dóbr duchowych jest naszą własnością, lecz jeśli o tym nie wiemy, nie korzystamy z nich. Musimy więc je sobie przywłaszczyć, nie z legalnego, lecz z praktycznego (doświadczalnego) punktu widzenia, najpierw poprzez modlitwę wyznania.

Jest pewien fragment ze Starego Testamentu, który już nie raz pomógł mi w życiu. Są to słowa z Księgi Jeremiasza 29, 11. Bóg tam mówi: "Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam, co do was, zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie". Sprawdziłam, jak ten fragment wygląda w oryginale hebrajskim. Słowo przetłumaczone jako „pokój” (shalom) oznacza nie tylko pokój, ale także bezpieczeństwo, pomyślność, szczęście, dobre samopoczucie, zdrowie, powodzenie, dobrobyt finansowy. To wszystko zawiera się w słowie „shalom”. Choć te słowa wtedy odnosiły się do Izraela, teraz dotyczą nas w takim samym stopniu poprzez fakt, iż dla wierzących wszystkie Boże obietnice są na “tak” w Jezusie. Wyznawałam więc tę Bożą obietnicę z Jer 29, 11 nad swoim życiem, szczególnie wtedy, gdy nie było w nim ani pokoju, ani poczucia bezpieczeństwa, ani pomyślności, ani spełnienia, ani szczęścia, ani zdrowia, ani powodzenia finansowego. Czasemtrwałam przy swoim wyznaniu przez wiele dni, tygodni, a nawet miesięcy zanim oglądałam manifestację tego, co wyznawałam ustami. Nie poddawałam się i nie zniechęcałam. Choć okoliczności od razu się nie zmieniały, ja byłam cierpliwa w dobrym wyznaniu, będąc pewna, że Bóg wysłuchał moją modlitwę i już mam to, co wyznałam. Wierzyłam że to mam, nawet jeśli jeszcze tego nie widzę. I ta obietnica się wypełniała! Mogłabym mnożyć przykłady na ten temat ze swego życia.

W trudnych sytuacjach zamiast płakać i prosić Boga o pomoc, trzeba nam otworzyć Biblię na fragmentach takich jak ten i innych w zależności od sytuacji, aby czynić dobre wyznanie wiary. Nawet w najgorszych czasach możemy mieć uśmiech na twarzy trzymając się na przykład takich obietnic: "Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień nie spalisz się" (Iz 43, 2). Takie też powinno być nasze wyznanie w podobnych złych okolicznościach. Podoba mi się tłumaczenie tego fragmentu w New Living Translation: „kiedy pójdziesz przez głębokie wody wielkich problemów, Ja będę z tobą. Kiedy pójdziesz przez rzeki trudności, nie utoniesz w nich. Kiedy pójdziesz przez ogień opresji i ucisków, nie spalisz się”.

Można też modlitwę dobrego wyznania porównać do listu w drodze. Jeśli ja rozmawiam z moją koleżanką w Australii i ona mówi, że właśnie wysłała mi pocztówkę, to choć ja jej fizycznie jeszcze nie mam, to cierpliwie czekam, aż ta kartka do mnie dojdzie. Jeszcze nie trzymam jej w swoich dłoniach, ale to nie znaczy, że jej nie mam. Spodziewam się jej wkrótce. I gdyby ktoś mnie zapytał: „czy dostałaś kartkę od Luciany?” Powiedziałabym, że właśnie na nią czekam. Ale mogłabym też zareagować inaczej i powiedzieć: „tak mi smutno, czekam i czekam na tę kartkę. Niby Luciana ją wysłała, a jeszcze jej nie ma. Pewnie gdzieś przepadła po drodze i już nie dojdzie”. Tak często robimy my, gdy nie trzymamy się wiary w konsekwentnym wyznawaniu. Modlitwa wyznawania to nie są magiczne formułki jak to jest w przypadku wątpliwej „potęgi podświadomości”, o której tak wiele się teraz pisze w literaturze ruchu “New Age”. Rzeczy, które się sobie tam po prostu wmawia, np. gdy ważę trochę za dużo, mam sobie wmawiać: „jestem szczupła” – a na podstawie czego? Modlitwa wyznawania to nie wmawianie sobie czegokolwiek, ale wyznawanie w Imieniu Jezus, że faktycznie „jest kartka, która została zaadresowana na moje nazwisko i ze ona do mnie należy”, czyli są Boże obietnice, które w Jezusie spełnią się w moim życiu, kiedy będę je wyznawać z wiarą.

Kiedy wyznajemy: "Ten, który jest w nas, większy jest aniżeli ten, który jest na świecie" (1J 4, 4), czyli "większy jest Ten - Jezus, który jest w nas, od jakichkolwiek mocy, które działają wokół nas" - wtedy wznosimy się do pozycji zwycięzcy. Nasze wyznanie jest niejako polem bitwy, decydującym o naszym zwycięstwie, bądź klęsce. Zamiast wyznawać wątpliwości i obawy, wyznawajmy wiarę w Bożą moc. Wyznawajmy to, co mówi Słowo, a wtedy nasza wiara będzie się umacniała i wzrastała. Szczególnie, że taki rodzaj modlitwy jest zgodny ze Słowem Bożym. Na przykład w Ewangelii Marka 11, 23 czytamy: „kto POWIE tej górze: , a nie wątpi w sercu swoim, lecz wierzy, że spełni mu się, co MÓWI, tak mu się stanie”. W tym fragmencie wyraźnie widzimy rolę głośnej modlitwy wyznawania z wiarą, a także Hbr 4, 14; Hbr 10, 23; Ap 12, 11, Pwt 6, 6-7.

Bardzo lubię czytać Biblię, bo jest to jak przygoda w poszukiwaniu skarbów. Skarbów ukrytych w Jezusie. Czuję się jak Indiana Jones w “Poszukiwaczach zaginionej Arki”, gdyż wiem, że jest gdzieś ukryty skarb, który uczyni moje życie spełnionym.

Ukryte skarby cz. 3

Pisałam wcześniej, że trzeba nam rozróżniać, kiedy prosić Boga o coś dla swego życia, a kiedy raczej wyznawać spełnienie się Bożych obietnic w naszym życiu. Ja sama wiele godzin „straciłam” na prośby o rzeczy, które Bóg już obiecał. Ileż to razy odmawiałam na przykład modlitwę o Bożą ochronę na drodze podczas prowadzenia samochodu! A Bóg już przecież obiecał, że będziemy chronieni. Taka modlitwa prośby jest jak proszenie o pożyczenie 5 zł, podczas gdy wygraliśmy na loterii 100.000 zł i one do nas prawnie należą. Jest o tym, że Bóg nas chroni na przykład w Psalmie 91, ale też w wielu innych miejscach w Biblii. Tak więc staram się uważnie czytać Biblię, aby raczej wyznawać (ogłaszać) że to, co Bóg obiecał, SPEŁNI SIĘ w moim życiu. I oczekuję tego, a wiara właśnie się wiąże z oczekiwaniem. Biblia mówi, że „ile jest obietnic Bożych w Jezusie wszystkie są na „tak”. Dlatego przez Niego wypowiada się nasze „Amen” (czyli „niech tak się stanie”) Bogu na chwałę” (2Kor 1, 20). Wobec tego mamy prawo w Jezusie przywłaszczać sobie Boże obietnice i ogłaszać ich spełnienie w naszym życiu w zależności od okoliczności. Przede wszystkim jednak musimy poznawać Słowo Boże, aby nie stosować „magicznych formułek” – modlitw w oparciu o fragmenty wyrwane z kontekstu lub bez podstaw biblijnych.

Modlitwa prośby w sytuacji, gdy raczej powinniśmy wyznawać Boże obietnice jest jak jazda pociągiem osobowym, zamiast IC: dużo wolniej, w gorszych warunkach, choć co prawda dużo taniej. Niewiele tak naprawdę kosztuje modlitwa prośby, no i możemy się tak „wyjęczeć” przed Bogiem, aż nam lżej. Czy chodzi o to, żeby było nam lżej, czy raczej, żeby widzieć manifestację Bożej mocy w swoim życiu? Owszem Jezus jest naszym Przyjacielem, któremu możemy o wszystkim powiedzieć, ale Jezus powiedział to o sobie w innym kontekście. Powiedział, że nazywa nas swymi przyjaciółmi, bo zwierzył się nam ze wszystkiego (J 15, 14-15). Już nie ma przed nami żadnych tajemnic. A to, co jest Jego – jest też i nasze: „jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa” (Rz 8, 17). O tym jest też mowa w Liście do Galatów 3, 26-29 i w Ga 4, 6-7. Modlitwa prośby, kiedy raczej powinniśmy uczynić dobre wyznanie wiary w Boże obietnice co do danej sytuacji w naszym życia sprawia, że niejako Bóg musi się zniżać do naszego poziomu. A czy nie lepiej, abyśmy sami się windowali do pozycji, jaką mamy w Jezusie przed Bogiem?

Pisałam kiedyś o moim uzdrowieniu z alergii i dziedzicznej choroby kolan. Stało się to właśnie na zasadzie modlitwy wyznawania, nie prośby. Jak mogę prosić Boga o uzdrowienie, skoro Bóg powiedział, że to jest Jego wolą (w wielu miejscach w Biblii). Na przykład w Pierwszym Liście Piotra 2, 24 jest napisane: „Krwią Jego (Jezusa) zostaliście uzdrowieni”. „Zostaliście” jest w czasie przeszłym, a nie przyszłym! W Księdze Izajasza 53, 5: „w Jego (Jezusa) ranach jest nasze zdrowie”. „Jest” jest w czasie teraźniejszym. Są rzeczy, o które należy prosić i Biblia nam wskazuje jakie są to rzeczy, ale są też inne rzeczy, których przyjście do naszego życia powinniśmy wyznawać, a nie prosić o nie. Jednakże, aby się dowiedzieć, które są które, trzeba czytać Biblię!

Czy nie chcemy, aby wola Boża wypełniła się w naszym życiu? Czasem niepotrzebnie zajmujemy się modlitwą prośby o sprawy, co do których mamy od razu zgodę Nieba. Wobec tego należy to ogłosić w rzeczywistości duchowej, a nie prosić o to. Dzieje się na podobnej zasadzie, jak ma to miejsce na rozprawie sądowej. W pewnym momencie po wysłuchaniu oskarżeń, obrońcy i świadków, sąd idzie podjąć decyzję, a potem wraca, aby ogłosić wyrok. Jezus powiedział, że diabeł został osądzony i jego zastępy rozbrojone (Kol 2, 15) i że w Jezusie zostały „zniszczone wszelkie dzieła diabła” (1J 3, 8). To jest ogólne dla całej ludzkości dopóki nie ogłaszamy tego faktem w swoim prywatnym życiu. My mamy ogłaszać ten wyrok, jaki już został podjęty nad diabłem – on jest pokonany! I to właśnie powinniśmy ogłaszać w modlitwie, że jest to faktem w naszym życiu. Jeśli diagnozujemy, że to co nas spotyka, jest dziełem diabła – to ogłaszamy nad nim wyrok i oczekujemy zaistnienia tego w naszym życiu. Stosowanie tego rodzaju modlitwy sprawia, że nasze życie staje się coraz bardziej życiem obfitości w Jezusie (J 10, 10).

Na koniec chcę dodać, że kiedy Bóg dał Izraelowi przykazania, jednocześnie dał inne zalecenie: „Niech pozostaną w twym sercu (umyśle) te słowa, które Ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je sobie do ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na twoich odrzwiach swojego domu i na swoich bramach” (Pwt 6, 6-9). Bóg to zalecał, gdyż zależało Mu, aby Izraelici doświadczali Jego błogosławieństwa w każdej dziedzinie życia – tego „shalom”, o którym pisałam wcześniej. Bóg wiedział, że mamy krótką pamięć, dlatego zalecił, aby uczono się Jego Słowa na pamięć i aby je wyznawano przy każdej sposobności. To jest przykład dla nas. Po pierwsze czytanie Biblii, po drugie rozważanie, po trzecie uczenie się Bożych obietnic na pamięć lub ostatecznie zaznaczanie ich w Biblii, aby je w sytuacji potrzeby z łatwością odnaleźć, po czwarte – wyznawanie ich nad swoim życiem z dziękczynieniem Bogu za Jezusa, w którym te obietnice są na „tak” dla naszego życia.

Ukryte skarby cz. 4

W obecnym czasie widzę, że Bóg pobudza Kościół do tego rodzaju modlitwy, w której sprzeciwiamy się diabłu okradającego nas z tego, co nam się „należy” w Jezusie. I nie dzieje się to na zasadzie modlitwy prośby, ale modlitwy wyznawania. W Liście do Kolosan czytamy: „w Jezusie są ukryte wszystkie skarby mądrości i poznania” (Kol 2, 3), a Jezus żyje w nas.

Świadczę, że dzięki modlitwie wyznawania nastąpiło wiele duchowych i materialnych przełomów w moim życiu. I oddaję chwałę za to Bogu, bo jak mówi Jezus: „jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa Moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to się wam spełni. Ojciec Mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się Moimi uczniami” (J 15, 7-8). Musimy pamiętać, że tam, gdzie w Nowym Testamencie mamy słowo „prosić” (gr. aiteo), oznacza ono jednocześnie „domagać się wytrwale”, „żądać, bo się należy z racji prawa”, „pragnąć” oraz „wzywać i jednocześnie zgłaszać się po odbiór”. Jezus mówi w tym fragmencie, że Ojciec dozna chwały, kiedy owoc obfity przyniesiemy i staniemy się Jego uczniami. Pewnie to droga na całe życie, ale jeżeli nasze owocowanie w tym roku, nie różni się od roku ubiegłego i poprzednich, to należy zbadać dlaczego i jeżeli nadal idziemy wytrwale za Bogiem, a nie owocujemy, to trzeba może zmienić sposób modlitwy – na wyznawanie tego, co jest w Ewangelii Jana 15, 16.

Wielu ludzi obecnie dąży do sukcesu. Ja wierzę, że modlitwa wyznawania jest drogą do sukcesu, nie tylko w życiu duchowym i to wcale nie znaczy, że uciekamy od krzyża. Tylko ważne jest, aby wiedzieć, co Jezus miał na myśli pod pojęciem „krzyża”, który mamy brać, by za Nim iść. Ważne więc jest, aby czytać Słowo Boże, aby nie wierzyć, że krzyżem w naszym życiu jest to, co nim faktycznie nie jest.

Jezus powiedział w Ewangelii Jana 15, 7: „jeśli Moje słowa w was trwać będą”. Greckie słowo „trwać” – „meno” oznacza także „mieszkać wspólnie pod jednym dachem”, „przebywać”, „być obecnym w tym momencie właśnie” oraz „pozostać”. Musimy pamiętać, że Słowo Boże trwa w nas na tyle, na ile je praktykujemy. Wielu ludzi wierzy w Jezusa, chodzi do kościoła, odmawia swoje modlitwy, itp., a jednak Słowo Jezusa w nich nie trwa i ich modlitwy nie przynoszą im rezultatów, jak choćby zmiany w ich chrześcijańskim charakterze i wzrostu w wierze. Musimy pozwolić, by treść Bożego Słowa miała znaczące miejsce w naszym życiu, a stanie się to także przez modlitwę wyznawania.

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu z Was ten temat jest zupełnie nowy, dlatego chciałabym jeszcze podać kilka praktycznych przykładów. Niedawno wybrałam się do lekarza. Kosztowało mnie to parę przygotowań i poświęcenie wiele czasu, a gdy przybyłam na miejsce, okazało się, że lekarz nie przyszedł. Oczywiście byłam sfrustrowana. Poczyniłam jednak dobre wyznanie. W Pierwszym Liście Jana 5, 4-5 jest napisane: „Wszystko, co z Boga jest zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat jest nasza wiara. A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?” Moje wyznanie: Kochany Jezu tak Ci dziękuję, że jesteś ze mną w każdych okolicznościach. Jesteś ze mną, kiedy się cieszę i kiedy jestem sfrustrowana. Ja jestem narodzona z Boga i w moim sercu jest wiara, którą mam od Ciebie, a która zwycięża świat. Dziękuję Ci, że ta wiara przynosi mi pełnię zwycięstwa nad tym, co widzą moje oczy i co doświadczają moje uczucia. Dziękuję Ci, że oczyma wiary mogę oglądać, jak Ty stajesz się zwycięski w tych okolicznościach, które mnie frustrują i że mogę przebaczyć. Mogę widzieć oczyma wiary, jak Ty Jezu w sposób niesamowity rozwiązujesz problem mojej odwołanej wizyty u lekarza, choć czekałam na nią ponad miesiąc. Wyznaję, że Ty masz dla mnie zaopatrzenie w tej sytuacji i już teraz Ci za to dziękuję! Dziękuję, że mogę patrzyć przez wiarę, jak Ty cudownie rozwiązujesz tę sprawę i radować się Twoją obecnością. Dzięki wierze w moim sercu jestem ponad tym wszystkim i wierzę, że Ty doprowadzisz wszystkie moje zamierzenia w Tobie do wspaniałego końca. Dziękuję, że zawsze mogę doświadczyć Twej miłości, bo przecież „Twoja troskliwość czyni mnie wielką” Amen. Ten ostatni werset pochodzi z Drugiej Księgi Samuela 22, 36. Słowo przetłumaczone jako „wielkim/wielką” jest hebrajskim słowem „rabah”, które oznacza „mieć obfitość coraz większą i większą”, „wzrastać w autorytecie i pozycji”, „rozrastać się”, „przechodzić samego siebie w możliwościach”, „poszerzać swoje terytorium i wpływy”, „być w pełni zaspokojonym we wszystkim”. Czyż to nie jest cudowna obietnica do wyznawania nad swoim życiem? Po takiej modlitwie otrzymałam pokój serca i zapomniałam o swojej frustracji. Natomiast za niedługi czas trafiłam do docenta, a nie lek. Med. Tak więc wszystko obróciło się na moją korzyść, zgodnie z Bożą obietnicą z Rz 8, 28: “wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra”.

Może jeszcze jeden przykład. Czasem rano nie mogę się dobudzić, czuję się bez sił i wstaję z łóżka z ociąganiem. Jest jednak Boża obietnica na taką okoliczność z Psalmu 23: „Pan jest pasterzem moim, niczego nie braknie”. Wyznaję więc: Pan jest moim pasterzem, troszczy się o mnie, a dzięki Jego trosce niczego mi nie brakuje. Nie brakuje mi siły, nie brakuje mi entuzjazmu, nie brakuje mi dobrego humoru, nie brakuje mi wiary, nie brakuje mi cierpliwości, nie brakuje mi miłości, nie brakuje mi energii życiowej. Nie brak mi też zdecydowania, aby wstać i chwalić Pana w tym nowym dniu, jaki mi daje. Amen. I wierzcie lub nie, moje nastawienie się zmienia i przychodzi to, co wyznaję. Mam przecież te skarby w Jezusie, tylko muszę zacząć je odgrzebywać!

Widziałam dziś w Poznaniu takie plakaty: “Poznań miastem bezpiecznych kierowców”. Czyż nie jest to swego rodzaju dobre wyznanie? Czy już wszyscy kierowcy jeżdżą bezpiecznie? Pewnie nie, ale to wyznanie ma narzucić pewien standard kierowcom Poznania i aż chce się temu podporządkować. Bardzo podobnie jest z modlitwą wyznawania.

Sięgajmy więc po skarby, które mamy w Jezusie, aby mieć pełnię w Nim (Ef 3, 19) i by nasze życie chrześcijańskie stawało się coraz bardziej obfite. Przecież Jezus po to przyszedł: “Ja przyszedłem, aby owce miały życie i miały je w obfitości” (J 10, 10). W Ewangelii Łukasza czytamy o rybakach, którzy całą noc łowili ryby i nic nie złowili, lecz na słowo Jezusa zarzucili sieć ponownie i zagarnęli w krótkim czasie takie mnóstwo ryb, że sieć się rwała (Łk 5, 4-7). Wierzę, że ta sytuacja ma też znaczenie symboliczne dla nas: choć w naszym życiu chrześcijańskim nie doświadczamy zaspokojenia, Jezus ma dla nas obfitość, ale uczyńmy, co On MÓWI – zróbmy to, do czego wzywa nas – na Jego słowo zarzućmy sieć naszego posłuszeństwa Jego słowu i wyznawajmy Boże obietnice nad naszym życiem z dziękczynieniem, aby w krótkim czasie zagarnąć przeznaczoną nam obfitość.