Dlaczego założyłam bloga

Pisanie tego bloga jest wyrazem mojego posłuszeństwa Bogu, który już przed kilkoma laty zachęcał mnie do pisania. Celem jego jest zaświadczenie, że Jezus jest żywy i realny, a Bóg działa w życiu wierzących, którzy Go szukają i Jemu wierzą. Jest pisany ku zachęcie i inspiracji, aby z wytrwałością i pasją podążać za Jezusem. Zasadą Bożą jest, że prawda wyzwala. To, co piszę, przyniosło wolność do mego życia, więc wierzę, że przyniesie i do Twojego, o to też się modlę… A jeśli poczujesz się zachęcony/-a moimi postami, poleć proszę tego bloga swoim znajomym, aby Imię Jezusa było uwielbione „przez dziękczynienie wielu.” Zachęcam Cię jednak przede wszystkim do medytowania nad Biblią, aby "zaświeciła ci prawda Ewangelii" (Ef 4, 17-24).
Istnieje możliwość zamówienia książki, która powstała w oparciu o teksty z bloga. W celu zakupu proszę o kontakt na maila hakiiki@gmail.com

Bieżące informacje z misji w Ugandzie (2010-2013):

Jak czytać bloga

Zachęcam do chronologicznego czytania bloga. W tym celu proszę najpierw wejść do archiwum (po lewej stronie pod ulubionymi linkami) i wybrać rok 2007, a następnie zjechać na sam dół strony.

piątek, 31 sierpnia 2007

Kreatywność, sieroty, i miłość…

Tym razem chciałabym napisać więcej o biedzie, którą widzę wokół. Pisałam wcześniej, że takiej biedy, jaka jest tu – nie znajdziecie w Polsce. Ludzie często nie mają nawet jednej pary butów, albo mają tylko jedną parę. Wyjeżdżając z Australii wysłałam do Polski co najmniej 8 par butów, które tam kupiłam. Kolejne kilka par mam w Polsce. Do Ugandy przywiozłam 3 pary butów i kupiłam tu jeszcze 2 pary sandałów. Pewna dziewczyna ze szkoły zawodowej zobaczyła moje buty w przedsionku i powiedziała: „czy możesz dać mi jedną parę butów? Te, co mam na sobie są moją jedynymi butami, jakie mam i jak widzisz, rozlatują się”. Ja zaczęłam się tłumaczyć: „ale jedne buty są do kościoła, jedne półbuty na co dzień, a drugie jak pada deszcz, a jedne sandały do chodzenia po domu, a drugie jak jest ciepło, więc nie mogę ci dać żadnych z moich butów, bo potrzebuję każde z tych par”. Jednakże potem było mi tak bardzo przykro i smutno i nie mogłam myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że Jezus powiedział: „byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie”, więc postanowiłam zdobyć dla niej buty. Miałam też inną tego rodzaju sytuację, kiedy jedna dziewczyna z sierocińca szła boso, choć wcześniej zawsze widziałam ją w butach (tu dzieci prawie zawsze chodzą boso na co dzień, a nawet do szkoły, bo mają tylko jedną parę butów „na specjalne okazje”). Tak więc powiedziałam, chodź ze mną – dam ci moje sandały. Nie zrobiłam nic wielkiego, nadal mam moje kilka par butów, ale zrobiłam, co mogłam. Ludzie jedzą tu głównie posho (ugotowana mąka kukurydziana) i fasolę jako główny posiłek. Dzieci idą często do szkoły bez śniadania. Dzieci noszą podarte ubrania, bo często mają parę innych ubrań na „specjalne okazje”. Wiele domów jest pokryte strzechą. W wielu domach nie znajdziesz szaf, ani krzeseł, ani stołów, czasem nawet łóżek. Wiele domów nie ma okien szklanych, a tylko drewniane okiennice. Taka sytuacja jest głównie na wioskach, bo w miastach są murowane domy i sytuacja finansowa mieszkańców jest nieco lepsza, jednakże 70% mieszkańców Ugandy mieszka na wsiach.

Pisząc o tutejszej biedzie, chcę poruszyć wasze serca, abyście byli w stanie podzielić się z biednymi tym, co macie. Owszem, możemy wrzucić do budki Caritasu niepotrzebne ubrania, bo zastąpiliśmy je innymi nowymi w szafie. Ile masz ubrań w swojej szafie? Czy zabierzesz je z sobą do nieba? Ja wysłałam z Australii do Polski 50kg rzeczy, a w Polsce mam kolejne 2 kartony ubrań. Myślę, że jest czas dla mnie pokutować z niewłaściwego zarządzania moimi pieniędzmi i nadmiernego rozpieszczania siebie. Ile masz torebek moja droga siostro? Ja mam co najmniej 10. Ile masz par spodni? Ja mam co najmniej 15. Ile masz spódnic i bluzek? Ja mam tyle, że nawet nie potrafię ich policzyć. Jest czas, aby pokutować, że kupując kolejną parę jeansów nie myślałam raczej o tych, którzy są nadzy, że ich nie przyodziałam. Mam teraz postanowienie dotyczące mojego podejścia do zakupów. My kobiety mamy z tym problem :) Nie mówię, że mamy chodzić 3 lata w tych samych butach lub nie kupić sobie nowej pary spodni, bo tamte już nam się znudziły, ale zróbmy dobry użytek z tymi ubraniami, których nie potrzebujemy. Owszem, możemy je wrzucić do buki Caritasu i mieć „święty spokój” oraz poczucie, że „zrobiłam coś dobrego”. Zrozumcie mnie dobrze, ja nikogo nie oskarżam, nie osądzam i nie mówię, że mamy nie wrzucać naszych niepotrzebnych ubrań do budek Caritasu. Ja chcę was zainspirować do zrobienia czegoś więcej z tym, czego już nie potrzebujecie, ale nie tylko ubrań. Na przykład wystaw te ubrania lub coś innego na aukcji http://www.allegro.pl/ albo skrzyknij swoich znajomych i zrób zbiórkę takich ubrań w jednym miejscu np. w kościele, organizując akcję dobroczynną, z przeznaczeniem tych pieniędzy na „nagich” w Afryce, w Indiach lub w Peru. Mamy w sobie tego samego Ducha, który był z Bogiem, w czasie stwarzania świata. Masz Ducha kreatywności! Wydobądź Go na zewnątrz! Boże idee, inspiracje i pomysły są w tobie! W każdym z nas jest Boża kreatywność. Kreatywność pojawia się, gdy widzisz potrzebę, ale nie widzisz możliwości jej zaspokojenia i musisz szukać nowych rozwiązań. Ja nauczyłam się współpracować z Bożym Duchem kreatywności we mnie, co wielokrotnie już się objawiło w czasie mojego pobytu w Ugandzie i nie wywyższam tu siebie, ale „łaskę Bożą, która potężnie działa we mnie” (jak pisał Paweł Apostoł). Na przykład w kościele nie mamy żadnych innych instrumentów oprócz bębnów. Myślałam, żeby kupić tamburyny, ale nie mam zbyt wiele pieniędzy tutaj (jest jeden brat w Polsce, który mnie wspiera 100 zł miesięcznie, co jest dla mnie ogromnym błogosławieństwem, gdyż czasem potrzebuję coś kupić, np. paliwo do generatora, żeby skorzystać z Internetu (6 zł z godzinę), albo ostatnio dwie osoby poprosiły mnie o zakup Biblii dla nich, które kosztowały 50 zł, nie mając więc tego wsparcia finansowego nie byłabym wstanie zaspokoić wielu moich potrzeb). Wracając jednak do wątku, szukałam więc innego rozwiązania i wiecie, co zrobiłam? Nazbierałam wiele kapsli z butelek, które zostały potem nadziane na metalowe pręty i wydają dźwięk podobny do tamburynów. Mamy nowe instrumenty za darmo! Chwała Bogu!

Paweł Apostoł powiedział, żeby „nie zapominać o ubogich”. Myślę, że chrześcijanie (ja też) nie troszczą wystarczająco o ubogich. Z Biblii wynika jasno, że z naszych dochodów powinniśmy oddawać 10% jako dziesięcinę dla kościoła, ale oprócz tego powinniśmy dawać daniny (jałmużny). Niektórzy oddają kolejne 10-15% swojego dochodu na cele charytatywne. Jednakże możemy użyć te 10% swojego dochodu z np. 3 miesięcy, aby zorganizować jakąś akcję dobroczynną i pomnożyć te pieniądze razy wiele więcej, poprzez zaangażowanie innych do dawania. Otwórzmy swe portfele dla ubogich! Św. Jakub pisze w swoim liście: „religijność (pobożność) czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata” (Jk 1, 27). „Bringing Hope” ma pod swoją opieką ponad 1400 sierot, płacąc ich czesne za szkołę, zapewniając im materiały szkolne (bez tego nie mogą iść do szkoły), często także odzież i pomoc medyczną, leki itp. Niektóre dzieci są zarażone HIV, niektóre mają choroby związane z niedożywieniem, niektóre często łapią malarię, niektóre mają inne poważne choroby, niektóre mają wady serca. Faith właśnie szuka kardiologów na świecie, którzy mogliby operować pewne dzieci. W ostateczności miała by pieniądze na transport tych dzieci, ale nie ma pieniędzy na ich leczenie za granicą – te koszty musiała by na siebie wziąć jakaś organizacja lub osoby prywatne. Może ktoś z was ma znajomych kardiologów? Jedno z tych dzieci znam osobiście – Patryk, który jest miłym nastolatkiem. Jednakże w każdej chwili może umrzeć. Inna dziewczynka nie ma wykształconej kości czaszkowej w pewnym miejscu, więc potrzeba właściwego specjalisty, aby ją operował. Znacie to powiedzenie: „kto uratował jedno życie, uratował cały świat”? Bardzo inspirujące. Jezus powiedział: „wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Rok temu do organizacji trafiła dziewczynka, która jest sierotą. Została zaatakowana przez kogoś z rodziny, który usiłował ją zabić, uderzając ją narzędziem w głowę. Ocalała, ale miała spore wgłębienie w głowie. Faith znalazła sponsora, który zapłacił za jej operację w USA. Znalazły się też osoby, które chcą ją tam adoptować. Jak powiedziała mi Faith, pobyt tej dziewczynki w USA jest dla wielu kanałem, aby być ubłogosławionymi. Powiedziała mi też: „wiesz Honia, kiedy ktoś troszczy się o sieroty, to nie ma możliwości, aby nie doświadczył błogosławieństwa na poziomie duchowym i materialnym”. Faith i jej organizacja od wielu lat opiekuje się sierotami i wdowami. Obecnie ma obecnie pod opieką ponad 300 wdów. Skąd bierze pieniądze? Kiedy Bóg jej powiedział 7 lat temu, aby zrezygnowała z pracy i zajęła się sierotami i wdowami w swojej rodzinnej wsi, miała na koncie kilka dolarów. Teraz jej organizacja jest jedną z największych w regionie. Jak ona tego dokonała? Nie ona „lecz łaska Boża z nią”. Bóg na przestrzeni tych lat przymnażał jej współpracowników oraz sponsorów dla organizacji głównie za granicą.

Faith jest niezwykłą osobą. Kto raz ją spotka, jest zmieniony i zainspirowany. To Duch Boży, który działa przez nią. Ona ma taką charyzmę i mądrość, że wystarczy czasem jej jedno słowo wcelowane dokładnie w problem, aby zmienić życie jakiejś osoby. Ostatnio rozmawiałyśmy o „duchu biedy”, który szczególnie panoszy się w Afryce, dominując ludzi i zamykając im możliwości rozwoju i powodzenia. Jest to zły duch, który czyni ludzi bezczynnymi i ograniczonymi w myśleniu, duch który jest przeciwny kreatywności. Wielokrotnie rano słyszę jej modlitwę walki duchowej, kiedy przeciwstawia się duchowi biedy w życiu ludzi jej narodu. Jest jak biblijna Judyta, która idzie do obozu wroga i ucina głowę dowódcy, a cała wroga armia się rozpierzcha w zamieszaniu. Na tym polega modlitwa walki duchowej (warfare), aby uderzać strategicznie w słabe punkty wroga. Jak to robimy? Ubierając zbroję Bożą (Ef 6, 10-18), a następnie w modlitwie, która ma podstawy biblijne, uderzamy w duchową przyczynę problemu. Może dla niektórych czytających jest to coś nowego. Trudno byłoby mi wytłumaczyć w tym poście jak to robić praktycznie. Jeśli jesteście zainteresowani tym tematem, to znajdźcie książki na ten temat lub artykuły w Internecie. Wierzę, że zgłębienie tego tematu pomoże nam być skuteczniejszymi w modlitwie walki duchowej o życie naszych bliskich i narodów. Słyszałam Faith, która modliła się przeciwstawiając się duchowi podziału w jej organizacji i ogłaszając, że między członkami organizacji jest miłość i jedność. Na drugi dzień relacje między nimi były zupełnie inne. Musimy sobie uzmysłowić, że istnieje świat duchowy, w którym siły demoniczne próbują zniewolić ludzi, wprowadzić ich w ciemność i kłamstwa, rozbijać rodziny, wywoływać nieporozumienia, pobudzać pożądliwości, chciwość i zazdrość, dawać pobudki do nienawiści, manipulować ludzi przez strach, poczucie beznadziejności i depresję. Diabeł jest strategiem i zna nasze słabe punkty i w nie uderza. Faith lubi modlić się za ludzi i sytuacje wyznając biblijne Boże obietnice. Bardzo mnie to zainspirowało, bo do tej pory nieczęsto się modliłam w tej sposób. Zwykle modlimy się razem z Faith od około 6 rano przez około godzinę lub dłużej. Wiem, 6 rano to dla wielu (wliczając mnie) strasznie wcześnie, ale z powodu braku elektryczności idziemy spać około 22, dlatego wstawanie o 6 rano nie jest już tak trudne dla mnie. Jestem błogosławiona będąc przy tej Bożej kobiety i korzystając z jej mądrości życiowej i duchowej. Powiedziałam jej pewnego dnia: „nikugonza muno Faith” („kocham cię Faith”), a ona odpowiedziała: „dziękuję”. Byłam bardzo rozczarowana, co też zaraz wyraziłam. Spodziewałam się, że odpowie mi w ten sam sposób. Powiedziała mi: „wiesz Honia, nie możesz zmusić nikogo, żeby cię kochał. Bóg nie może nas zmusić do kochania Go i słuchania Go, to musi wypłynąć z naszej wolnej woli i wiązać się z radością, aby spędzać czas z Nim na modlitwie. Nie dlatego, że musimy, ale z miłości, jak wtedy kiedy kochamy kogoś i chcemy spędzać z tą osobą cały czas.” Nie było to dla mnie niczym nowym, ale sprawiło, że zastanowiłam się, co mnie motywowało przez ostatnie dni do modlitwy. Obowiązek czy miłość do Boga? Kiedy jesteśmy na drodze wiary od dawna łatwo wpaść w rutynę. Kilka godzin później Faith powiedziała: „nikugonza muno Honia”. Zapytałam ją: „jak to się stało, że tak szybko zmieniłaś zdanie?” A ona odpowiedziała: „byłam gotowa odpowiedzieć ci, że cię kocham w tamtym momencie, ale nie zrobiłam tego, bo wiedziałam, że tego oczekujesz. Wolałam dać ci coś, co cię zastanowi i zmobilizuje, a nie rozpieści”. Faith jest bardzo wymagająca, daje ludziom wyzwania i nikogo nie traktuje pobłażliwie. Jednakże można zobaczyć i czuć miłość wychodzącą z niej. Powiedziała mi też pewnego dnia: „wiesz Honia, miłość jest często decyzją. Czasem kogoś nie lubię, ale decyduję się kochać tę osobę i zmieniam moje podejście do niej. Nie muszę się wysilać, aby kochać. Znasz owoc Ducha Świętego z Ga 5, 22. To jest w tobie i jak decydujesz kochać kogoś, choć może ta osoba na to nie zasługuje, to w momencie twej decyzji przychodzi łaska Ducha Świętego do tego, żeby to wyeksponować. Czasem masz ochotę wybuchnąć ze zniecierpliwienia, ale decydujesz się wyciągnąć na wierzch cierpliwość, która jest w tobie i reagujesz właściwie, bo to nie gniew tobą dyryguje, ale Duch Święty. Nie musisz się modlić o cierpliwość, miłość itp. bo to jest w tobie, wyciągnij to na wierzch przez decyzje.” Czy nie jestem błogosławiona, będąc obok tak mądrej osoby? Chwała Bogu, że nie tylko dał mi możliwość służenia ludziom tutaj, ale On sam usługuje mi przez Faith. Kochani „miłością ożywieni służmy sobie nawzajem” (Ga 5, 13).

środa, 29 sierpnia 2007

Kampala, Fort Portal i „duchowe koszty"

Tydzień temu w sobotę razem z dyrektorką „Bringing Hope" – Faith Kunihira oraz dwoma ostatnimi wolontariuszami z USA (Travisem i Jamie) pojechaliśmy do Kampali (stolicy Ugandy). Z wioski, w której mieszkam (Kaihura) jest to dystans około 250 km na wschód Ugandy, czyli około 3-4h jazdy samochodem. W poniedziałek Travis miał jechać autobusem do Nairobi (stolica Kenii), gdyż miał tam się spotkać z osobami z innej organizacji, aby po powrocie do USA zorganizować dla nich pomoc, podobnie jak to zrobił dla „Bringing Hope", natomiast Jamie we wtorek samolotem miała do niego dołączyć w Kenii, skąd mieli lecieć razem do domu. Po mieście poruszaliśmy się pieszo i środkami komunikacji miejskiej, tzw. taxi, czyli samochodami typu van, z siedzeniami dla 14 osób. Nie ma tam autobusów miejskich. Ich rolę pełnią w/w taxi oraz taksówki zwane „Boda Boda" (motocykle) oraz rowery. Jechanie w vanie niejednokrotnie dla Muzungu jest wyzwaniem, gdyż ich właściciele próbują wcisnąć do takiego vana tyle ludzi, ile się da, więc czasem siedzi się strasznie ściśniętym. Innym wyzwaniem jest uczestniczenie w ruchu samochodowym. Nie jestem w stanie określić słowami ugandyjskiego stylu prowadzenia samochodów. Mogę jedynie stwierdzić, że to wygląda tak, jakby nie było żadnych reguł ruchu ulicznego i każdy usiłował prowadzić jak mu się wydaje słuszne i „wszyscy naraz". Trąbienie na siebie nawzajem jest również powszechne. Obserwując naszego kierowcę, krzyczałam praktycznie co chwila, bo wydawało mi się, że zaraz najedziemy na motocykl albo pieszego, nie mówiąc już o zderzeniu się z innym samochodem. Nic takiego jednak nam się nie przytrafiło :) Uważam siebie za doświadczonego kierowcę, ale nie wiem, czy odważyłabym się prowadzić w Kampali. Tak samo jest wszędzie w Ugandzie, ale w Kampali jest najgorzej, bo i więcej samochodów. Dziś jednak prowadziłam samochód organizacji – dżipa, ale jedynie w okolicach wioski. Drogi są tu w bardzo złym stanie. Asfalt jest tylko na głównych drogach, ale w większości dziurawy. Pozostałe drogi są ubitą ziemią, oczywiście nierówne i również z dziurami.

W niedzielę po południu wybraliśmy się do kina, po czym chcieliśmy się udać do restauracji na pożegnalną kolację. Był wieczór, ale zamiast wziąć taxi, postanowiliśmy iść pieszo. Po kilkunastu metrach pojawił się obok nas mężczyzna, który niespodziewanie ukradł torebkę Jamie i szybko zniknął w ciemnościach. Niestety miała tam aparat fotograficzny, telefon i znaczną sumę pieniędzy oraz osobiste rzeczy. Zamiast w restauracji, wylądowaliśmy na posterunku policji. Każdy obwiniał siebie, że mógł coś zrobić, ale regułą tu jest, że jeśli ktoś ci coś kradnie, nie gonisz go, bo może mieć nóż, albo broń i możesz stracić życie przy okazji. Oczywiście wyciągnęliśmy lekcję z tej przykrej sytuacji, aby nigdy więcej wieczorem nie chodzić po mieście, ale zawsze wziąć taxi. Myślę, że jest też duchowy wymiar tej sytuacji. Kiedy uczestniczymy w budowaniu Królestwa Bożego oraz w jakiś sposób zyskujemy duchowo, diabeł się wścieka, więc uruchamia „swoich ludzi" oraz prowokuje sytuacje, aby nas osłabić i zniechęcić oraz okraść z pokoju serca. Jest to tzw. „duchowy koszt". Choć on już przegrał wojnę to jednak są walki, które wygrywa. W takich sytuacjach próbuje się nasza wiara i mimo przykrych okoliczności stanie na Bożych obietnicach oraz zachowanie pewności, że Bóg jest w tym doświadczeniach z nami i po naszej stronie. Nie jest Jego wolą, by takie rzeczy nas spotykały, lecz jedynie je dopuszcza. Często przykre sytuacje wcale nie muszą spotkać chrześcijan, lecz spotykają nas, gdyż jesteśmy nierozsądni, nie obserwując okoliczności i nie ucząc się na błędach. Powinniśmy byli wiedzieć, że jest niebezpiecznie spacerować w nocy po Kampali, więc sami siebie naraziliśmy na zagrożenie. Nie musimy więc pytać Boga: „dlaczego?" bo odpowiedź jest jasna, że stało się to przez naszą nieodpowiedzialność i nierozsądność. Wiem, że często Bóg ostrzega wierzących w duchu, dając nam tzw. „przeczucia" oraz niepokój serca, co do pewnych sytuacji, lecz my nie słuchamy i wpadamy w tarapaty. Ktoś nie słucha przeczucia, żeby zwolnić na zakręcie i wpada w poślizg i ginie. Czy Bóg tego chciał? Ktoś wychodzi za mąż, choć miała niepokój, co do tej decyzji i okazuje się, że on ją bije i zdradza. Czy Bóg tego chciał? Ktoś inny nie słucha przeczucia, żeby nie inwestować pieniędzy w jakiś biznes i traci wszystko, co miał. Bóg prowadzi wierzących przez tzw. „wewnętrzne świadectwo". Jest to ważny temat, pozwólcie więc, że napiszę co nieco na ten temat. Jeśli kogoś to nie interesuje, to może przejść do następnego akapitu :)

Bardzo często ignorujemy to „wewnętrzne świadectwo", bo pragniemy od Boga otrzymać coś w sferze zmysłów. Szukamy rzeczy odbieralnych zmysłami, rozmijając się często z tym, co nadprzyrodzone. Jako chrześcijanka nauczyłam się kierować wewnętrznym świadectwem. Nie jest to zdolność, którą się nabędzie i już się ją ma na zawsze. Tę duchową wrażliwość trzeba rozwijać i pielęgnować. Jeżeli chcemy być prowadzeni przez Ducha Świętego, to musimy rozwinąć swą duchową świadomość, gdyż Duch Boży prowadzi nas głównie za pośrednictwem naszego ducha. Przede wszystkim trzeba kontrolować swoje myśli i je osądzać. Po drugie trzeba być świadomym swego serca i osądzać jego poruszenia, szczególnie swego rodzaju „niepokój", który się pojawia bez powodu. Po trzecie trzeba rozwijać swego ducha. Jak wiemy z Biblii: człowiek jest duchem, ma duszę i mieszka w ciele (1Tes 5, 23). Dusza to wola, rozum i emocje. Wielu chrześcijan jest świadomych swej duszy i ją rozwija, pomijając niestety rozwój swego ducha. Wiele możemy o tym przeczytać w listach św. Pawła, m.in. w 1Kor 2, 13-14: „…przedkładając duchowe sprawy, tym którzy są duchowi. Człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo TYLKO DUCHEM (w duchu) MOŻNA TO ROZSĄDZIĆ". Jak rozwijać własnego ducha? Mogłabym o tym pisać wiele, ale muszę się streścić. To, co napiszę, mogę poprzeć wieloma cytatami z Biblii, ale chcę zaoszczędzić miejsca. Jeśli więc chcesz więcej wiedzieć na ten temat napisz do mnie maila. Jeśli jesteś chrześcijaninem, który przyjął Jezusa jak Pana i zostałeś ochrzczony/-a Duchem Świętym, to swego ducha rozwijasz m.in. przez modlitwę językami (1Kor 14,14), która jest modlitwą twego ducha wespół z Duchem Świętym (tak często, jak tylko możesz). Swego ducha rozwijasz też poprzez właściwe traktowanie swej duszy, wybierając rzeczy duchowe, umacniając wolę przez m.in. wybieranie rzeczy, które nas gruntują w dobrym. Przez karmienie swego umysłu Słowem Bożym (Jezus powiedział: „moje słowa są duchem i są życiem", czyli Biblia jest materią duchową, dlatego wielu jej nie rozumie i nie przyjmuje, bo czytają ją jedynie „zmysłowymi umysłami"; ja wiem po sobie, że im bardziej żyję według ducha, tym bardziej rozumiem Słowo Boże i tym bardziej ono się we mnie wkorzenia). Ważne jest też karmienie swego umysłu szlachetnymi myślami: „wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie, jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – TO MIEJCIE NA MYŚLI" (Flp 4,8). Właściwe traktowanie swej duszy to także rozważne karmienie swoich emocji. Jak wiecie, bardzo łatwo jest przejąć czyjeś emocje. Jeśli ktoś rozpacza nad rozlanym mlekiem, ty za chwilę możesz zacząć robić to samo. Jeśli oglądasz film, który rozbudza pewne emocje, to za chwilę możesz mieć problem z samym sobą, bo jak pisze św. Jan na świecie jest „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia", a wiele filmów to w nas podjudza. Dlatego ja, zanim zacznę oglądać jakiś film, lubię wiedzieć, o czym jest, bo wiem, czego się mogę spodziewać i mogę osądzić w duchu, czy ten film jest zagrożeniem dla mojej duszy, niosąc ryzyko osłabienia mojego ducha. Wiem, po wielu moich sytuacjach życiowych, że wymaga to wysiłku odmówienia sobie pewnego rodzaju przyjemności, ale jest warte utrzymania wrażliwości ducha, a więc wrażliwości na prowadzenie Ducha Świętego, które jest warte więcej, niż cokolwiek na świecie, bo chroni nas przez błędami i porażkami oraz daje powodzenie w KAŻDEJ dziedzinie życia, a tego właśnie Bóg chce dla swoich dzieci :)

W piątek pojechałam na konferencję chrześcijańską do sąsiedniego miasta, do Fort Portal. W czwartek zdecydowałam, że nie jadę, bo udział w tej konferencji wiązał się z nocnym czuwaniem, aż do 5 rano i obawiałam się, że nie wytrzymam tak długo, a nie mogłam po prostu w każdej chwili wrócić do domu, bo jechałam autobusem. Natomiast w piątek rano duchowo byłam niespokojna z tą decyzją i dlatego stwierdziłam, że jednak pojadę i natychmiast się uspokoiłam i odczułam pokój i radość, więc byłam pewna, że tego właśnie chce dla mnie Bóg (dałam się prowadzić memu duchowi). Udział w tym wydarzeniu był dla mnie czymś najlepszym, co mogło mi się tu przytrafić. Zyskałam niezwykle wiele duchowo, a Bóg odpowiedział na wiele moich pytań i wątpliwości w czasie modlitwy, a także przez rozmowę z jednym z nauczających. Jak wiecie, w Ugandzie musiałam zmierzyć się z wieloma przeciwnościami (o ponad połowie z nich nie piszę na blogu, bo są zbyt osobiste), dlatego niemal każdego dnia chciałabym stąd wyjeżdżać, ale im bardziej chcę w duszy, tym bardziej nie chcę w duchu, będąc pewna, że mój pobyt tutaj ma wartość wieczną, dlatego nie liczą się moje uczucia i co ja chcę w tej sprawie, ale co Bóg chce, a Bóg wyraźnie potwierdza, że mój pobyt w „Bringing Hope" jest Jego planem dla mojego życia. Co więc mam zrobić? Iść za moim uczuciami, czy trzymać się Bożego planu? Znamy to powiedzenie: „wszystko, co ma wartość, wiele kosztuje". Udział w tej konferencji w Fort Portal kosztował mnie pewne wyrzeczenia, a także musiałam ponieść pewien duchowy koszt, gdyż nieprzyjaciel poniósł duże straty. Co jest tym kosztem? Jadąc na konferencję zgubiłam pewną kwotę pieniędzy, co mi się raczej nie zdarza, bo jestem ostrożna z pieniędzmi, ale nie zniechęciłam się tym, a raczej utwierdziłam, że coś ważnego dla mnie ma się dokonać na tej konferencji, skoro ponoszę stratę w wymiarze materialnym. Natomiast po konferencji wracałam do domu w vanie mogącym zmieścić 14 osób – w 29 osób!!! Czy możecie to sobie wyobrazić??? Czy to jest normalne? Tylko diabeł może w taki sposób uprzykrzyć nam życie, pobudzając ludzką chciwość! Właściciel taxi ma prawo zabrać tyle osób, ile mu się podoba, dlatego oni się tu wcale nie przejmują, jak się ludzie tak ściśnięci będą czuć w drodze, ale pakują tyle osób, ile upchną. Niestety biedni pasażerowie się nie przeciwstawiają i jadą w takich warunkach i po kilka godzin. Zdarzyło mi się parę razy jechać vanem z 20 lub 24 innymi osobami, ale nie w 29 osób!!! Chwała Bogu godzina drogi w tej taxi upłynęła mi w miarę szybko, ale poczułam niezwykle wielką ulgę, kiedy zobaczyłam tablicę z nazwą wioski, gdzie mieszkam :) Inną nieprzyjemną sytuacją kosztów duchowych było pojawienie się dzisiaj chyba więcej, niż setki małych pająków w moim pokoju! Czy jest to zwykły przypadek? Nie było ich w żadnym innym pokoju, tylko w moim! Dlaczego szczury chodzą po mnie, a także pojawiają się w moim pokoju martwe, mając do wyboru kilka innych pokoi w tym domu i więcej niż 20 innych osób? Tu musi się toczyć jakaś walka duchowa. Ale ja uwielbiam Jezusa, który zwyciężył diabła! I ogłaszam, że diabeł i jego dzieła w moim życiu są pokonane! Jak pisze św. Jan „Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła" (1J 3,8). Ten sam Jezus żyje we mnie i ta sama moc Ducha Świętego, który wzbudził Jezusa z martwych jest we mnie, „jeśli więc Bóg z nami, któż przeciwko nam?" (Rz 8, 21). Dlatego ja nie chcę się przejmować sytuacjami, które diabeł prowokuje, aby mnie przestraszyć i zniechęcić, ale śmiało i z wiarą wyznaję, że w Jezusie „jestem więcej, niż zwycięzcą" (Rz 8,27). Ja uwielbiam mojego Boga też za to, że jest realny i żywy, bo On słyszy każdą moją modlitwę i zna moje serce, zmagania i troski. Chwalę mojego Boga, bo On jest zdolny odpowiedzieć na każdą modlitwę, a także posłać swe Słowo, aby mnie podnieść, pocieszyć, zachęcić, zbudować, rozwiać wątpliwości, przekonać o swej miłości, ale także upomnieć i objawić prawdę. Na tej konferencji Bóg tego dowiódł w sposób niezwykły i mocny! Ten Bóg uczynił nas też zdolnymi, aby Go słyszeć. Jezus powiedział: „moje owce słuchają mego głosu, a ja znam je". Faith powiedziała wczoraj do mnie: „Honia, jak ja się cieszę, że mamy Boga, który mówi! Wiesz, ja nigdy nie podejmuję żadnej ważnej decyzji, zanim nie usłyszę, co Bóg o tym myśli". Dodała też: „Honia, ja nie wiem jak się modlić, ale ja wiem, jak rozmawiać z Bogiem". Ona mówi Bogu o wszystkim, co ma na sercu, jak najlepszemu przyjacielowi i mówi Mu też o decyzji, którą ma podjąć i modli się zostawiając Mu to i czeka na Jego odpowiedź. Faith mówi do mnie: „I wiesz Honia, On mi zawsze odpowiada. Jeszcze nigdy nie zostawił mnie bez odpowiedzi." Będąc przy tej Bożej kobiecie, oczekuję szybkiego wzrostu duchowego, dziękując Bogu, że stawia na mojej drodze osoby, dzięki którym mam szansę uczyć się realnego chrześcijaństwa! Wierzę, że jednym z powodów, dla których Bóg mnie przywiódł do tej organizacji „Bringing Hope" – to spotkać Faith.

Pisałam tego bloga do 1 w nocy w niedzielę, a w poniedziałek o 6 rano Faith mnie zbudziła, żebyśmy się razem modliły. Muszę przyznać, że była to moja najlepsza modlitwa od kilku tygodni. Dokańczam tego posta w poniedziałek wieczór i już nie mogę się doczekać, żeby się modlić jutro rano. Faith modli się m.in. przyzywając Boże obietnice lub sytuacje z Biblii, nawiązując do danej potrzeby. Na przykład dziś rano m.in. modliła się w oparciu o sytuację sparaliżowanego (z Ew. św. Jana z rozdziału 5) o to, żebyśmy miały takie oczy wewnętrzne, które pozwolą nam nie przeoczyć Jezusa działającego w naszym życiu. Ten chory 38 lat był sparaliżowany i czekał na uzdrowienie. Jezus zapytał go dwukrotnie, czy chce być zdrowy, a on nie wiedział, że patrzy na Tego, który ma moc go uzdrowić. Modliłyśmy się też w oparciu Pwt 28, 1-13. Przeczytajcie ten fragment, jest cudowny: wiele Bożych obietnic w jednym miejscu! Najbardziej podoba mi się: „Pan umieści cię na czele, a nie na końcu, (w oryginale: „będziesz głową, a nie ogonem"); zawsze będziesz górą, a nigdy ostatni". Czyż to nie jest wspaniała obietnica? Nasz Bóg pragnie, aby nam się powodziło. Rozwijajmy więc naszego ducha, aby tam odebrać Boże prowadzenie co do decyzji, które zapewnią nam pomyślność, nie tylko duchową, ale i materialną. Z tego fragmentu Pwt 28, 1-13 widzimy, że Bóg jest zainteresowany naszym powodzeniem, również w wymiarze materialnym!

środa, 15 sierpnia 2007

Odciski, wesele, safari i Królestwo Jezusa

Jak napisałam ostatnio, niecałe dwa tygodnie temu przyjechali z USA chrześcijańscy wolontariusze z „Global Support Mission”. Głównym celem ich przyjazdu były prace budowlane przy nowym sierocińcu. Ich praca pozwoliła zaoszczędzić sporo pieniędzy dla „Bringing Hope”. W związku z tym, że postanowiłam być częścią ich zespołu, uczestniczyłam również w tych pracach. Kopałam fundamenty i nosiłam worki z ziemią na właściwe miejsce. Muszę przyznać, że to niezwykle ciężka praca, w której oczywiście nabawiłam się odcisków na rękach oraz bólu kręgosłupa. Mam jednak satysfakcję, że brałam udział w takim chwalebnym zadaniu. Wyrównywaliśmy też ziemię przy szkole zawodowej (gdzie uczę angielskiego), która znajduje się na wzgórzu 15 minut pieszo od domu dyrektorki organizacji. Słońce było bardzo intensywne, więc nie wytrzymaliśmy dłużej, niż kilka godzin. Przez kilka dni potem odczuwałam w moim kręgosłupie i rękach tę pracę. Wraz z grupą kilku kobiet z zespołu prowadziliśmy sesję uzdrowienia wewnętrznego dla dziewczyn ze szkoły zawodowej, która jest równocześnie ich internatem, a dla niektórych domem, bo nie mają gdzie mieszkać. Sesja była owocna. Kultura Ugandy promuje ukrywanie emocji, dlatego wiele bólu i zranień nie jest wyciąganych na światło dzienne, nawet w modlitwie przed Bogiem, aby On to uzdrowił. Zespół prowadził też zajęcia z dziećmi z sierocińca.

Tydzień temu byliśmy na weselu bratanka Faith. Przyjęcie było na kilkaset osób w dwóch miejscach: na terenie hotelu po południu i w ogrodzie przy domu rodziców wieczorem. Było bardzo pięknie. To było chyba najładniejsze przyjęcie weselne, na którym w życiu byłam. Dla ugandyjskich chrześcijan ślub jest wydarzeniem życiowym, dlatego organizuje się go z rozmachem, choć ten rozmach zależy od zamożności rodziny, która finansuje wesele. Trwa kilka godzin w kościele i kilka godzin przyjęcie z jednym posiłkiem i tortem, a z tańcem tylko wieczorem i nie w parach, ale w grupie. Jest to wydarzenie przypominające kulturowo bardzo nasze polskie tradycje weselne. Niemniej jednak byliśmy niemal honorowymi gośćmi na tym weselu i jako 18 „Muzungu” zajmowaliśmy zaszczytne miejsca w kościele i na przyjęciach.

Na następny dzień po weselu pojechaliśmy ok. 300 km na zachód Ugandy na wycieczkę do Parku Narodowego na safari. Zatrzymaliśmy się tam na jedną noc w pięknym hotelu z elektrycznością i łazienką!!! Nie wyobrażacie sobie jaką radość i wdzięczność Bogu można odczuwać za te wynalazki cywilizacji! W pierwszy dzień spędziłam pół godziny w wannie, a wieczorem jeszcze wzięłam prysznic, nie mogłam się wręcz nacieszyć tą możliwością. Pojechaliśmy też na safari, gdzie bardzo blisko nas z samochodu obserwowaliśmy słonie, antylopy, bawoły, lwy, małpy, ptaki i inne zwierzęta. W poniedziałek byliśmy na rejsie po jeziorze, aby obserwować hipopotamy i krokodyle. Pogoda była cudowna i wrażenia też. Bóg po raz kolejny okazał się troszczącym o mnie Ojcem, gdyż koszty pobytu pokryli za mnie Amerykanie. To niezwykłe z ich strony, gdyż nikt z nich nie jest zamożny. Każdy z nich, aby przyjechać na te 2 tygodnie i pracować jako wolontariusz w Ugandzie, musiał pracować wyjątkowo ciężko przez ostatnie pół roku, aby zaoszczędzić pieniądze na pokrycie kosztów. Dla wielu wydaje się to nie do pojęcia, że człowiek woli przeznaczyć swoje zaoszczędzone pieniądze na pracę na rzecz ubogich, wykonując Bożą wolę. Chwała Bogu, że możemy być pewni, że Bóg ma świetną pamięć i nie zapomni nam, cokolwiek uczyniliśmy bliźnim ze względu na Niego.

Jak wiemy z Biblii, nie powinniśmy spodziewać się tej nagrody w tym życiu, lecz możemy być pewni jej otrzymania w życiu przyszłym. Nie mówię tu o Niebie, bo samo bycie w obecności Boga przytłoczyłoby każdą jedną nagrodę, lecz o „nowym niebie i nowej ziemi”, czyli o nagrodzie w Królestwie Jezusa, kiedy On przyjdzie ponownie. Wtedy otrzymamy stosowną zapłatę w stosunku do naszych uczynków, gdyż jak wiemy życie wieczne otrzymujemy przez wiarę w Jezusa, a nie ze względu na uczynki. Czytamy o tym m.in. w Ew. św. Marka 16, 15-16: „I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” oraz w Liście do Efezjan 2, 8-9: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił”. Uczynki będą się liczyć wtedy, kiedy Jezus przyjdzie ponownie, aby sądzić „żywych i umarłych”. O tym pisze św. Paweł w 1 Liście do Koryntian 3, 11-15: „Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień Pański; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień”. Wielu teologów uważa, że mowa tu o tysiącletnim Królestwie Jezusa, kiedy On przyjdzie ponownie (możemy o tym przeczytać m.in. w Apokalipsie św. Jana rozdziały 20-21), a Jego wierni „będą z Nim królować” przez tysiąc lat i to będzie czas odebrania zapłaty za „uczynki dokonane w ciele, dobre lub złe” jak czytamy w 2 Liście do Koryntian 5,10: „Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre”. Jasne jest to, że ci którzy nie uwierzyli w Jezusa, kiedy o Nim usłyszeli, pójdą po śmierci do piekła, lecz wielu wierzących może się nie spodziewać, że i oni doświadczą pewnego rodzaju piekła (jak to pisze św. Paweł, co wyżej zacytowałam – oni doświadczą „ognia”) w tysiącletnim Królestwie Jezusa, kiedy zostaną osądzone ich uczynki i nie zdobędą nagrody lecz naganę. Dlatego tak istotne jest realne życie chrześcijańskie po uwierzeniu w Jezusa, bo tego możemy być pewni, że nie pójdziemy do piekła, mając życie wieczne, ale chodzi tu również o odebranie nagrody i pochwały od Jezusa, a nie nagany. Czytamy o tym m.in. w Ew. św. Mateusza 25, 31-46: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie.
Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.” Jak widzimy w tym fragmencie Jezus jest bardzo konkretny i zachęca nas do świadomego życia chrześcijańskiego: świadomego łaski życia wiecznego przez wiarę, lecz również świadomego nagrody i nagany za uczynki. Dlatego uczestniczenie i/lub finansowe wspieranie wszelkich chrześcijańskich akcji charytatywnych jest tak istotne.

Ważne jest także rozpoznanie Bożego wezwania, aby być we właściwym miejscu służby, które Bóg dla nas przygotował, gdyż jak słyszałam kiedyś – będziemy sądzeni również z tego, do czego byliśmy wezwani i czy to wykonaliśmy, a nie z tego co robiliśmy, nie będąc w Bożej woli. W Ew. św. Mateusza 25,14-30 czytamy: „Podobnie też jest jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem. Rzekł mu pan: Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana! Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem. Rzekł mu pan: Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana! Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność! Odrzekł mu pan jego: Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.”

Jezus też mówi wielokrotnie o „skarbie w niebie”. Wielu uważa, że jest tu mowa o skarbie = nagrodzie, kiedy nastanie „nowe niebo i nowa ziemia”. Jak wspomniałam wcześniej, ważne jest odkrycie własnego powołania i bycie we właściwym miejscu, jak ten sługa który zna wolę swego pana i otrzymał nagrodę za bycie wiernym (Łk 12, 42-48). Choć przeżywam trudności w miejscu, w którym Bóg mnie właśnie postawił i gdy czasem czuję, że coś jest ponad moje siły, mówię sobie: „nie poddam się, bo jestem w miejscu mojego powołania, a Bóg nie dopuszcza prób ponad nasze siły, więc i ja jestem w stanie sprostać pokusom i przeciwnościom w Imieniu Pana Jezusa”, gdyż jestem świadoma woli Pana Jezusa, że postawił mnie w tym miejscu dla konkretnych celów i w wieczności odbiorę nagrodę za bycie „sługą wiernym, który znał wolę swego pana i ją realizował”. Czy znasz wolę Boga dla swojego życia i miejsce swego powołania? To może być zmienne, więc musimy stale czuwać, bo w każdym momencie Bóg może chcieć nas poprowadzić ku nowym, innym rzeczom. Jeśli wiesz, co masz czynić i wiesz, że jesteś właśnie w woli Bożej dla swego życia, nie poddawaj się zniechęceniu i trudnościom, lecz świadomy/-a nagrody podążaj tą drogą. Ci Amerykanie wiedząc, że Bóg wzywa ich do przyjazdu do Ugandy, zdecydowali się na poświęcenie swego czasu i pieniędzy, aby służyć bliźnim. W piątek wyjechali, mogąc być świadomi nagrody za ich poświęcenie, czekającej ich w życiu przyszłym. Myślę, że powinniśmy stale być czujni w duchu, aby nie rozminąć się z tym, czego Bóg ode nas oczekuje. Wiemy, że nikt z nas samotnie nie zapewni wyżywienia i odzieży dla wszystkich biednych w Afryce, czy choćby w Polsce, ale jestem pewna, że Bóg nas powołuje do zrobienia dla innych tego, co jest w naszej mocy, wkładając pewne pragnienia w nasze serca. Podążanie za nimi wymaga często pewnego poświęcenia i odwagi, lecz ze względu na nagrodę i ze względu na radość Ojca Niebieskiego, gdy jesteśmy posłuszni Jego woli oraz ze względu na owoce duchowe, które są niejako „skutkiem ubocznym” podążania za wolą Bożą, jestem przekonana, że warto jest szukać wytrwale woli Bożej dla swojego życia i podążać za nią, nie zapominając o służbie miłosierdzia.

Rozejrzyjmy się więc wokół siebie, co możemy więcej zrobić dla swoich bliskich, dla swoich przyjaciół lub dla obcych w potrzebie. Zakres uczynków miłosierdzia często nie zależy tylko od naszej zamożności, ale od gotowości serca, talentów, czasu i poświęcenia. Zobaczmy, co możemy zrobić i zróbmy to z miłości do Boga i bliźnich, będąc zainspirowani przez Boga. Jak wiemy ta miłość nie jest uczuciem, ale decyzją postawienia Boga na pierwszym miejscu, będąc wykonawcami Jego Słowa i miłując „bliźniego, jak siebie samego”.

Przypomina mi się tu historia mojej koleżanki, która zainspirowana „wiarą, która działa przez miłość” (Ga 5, 6) zorganizowała zbiórkę pieniędzy dla kolegi z pracy, który stracił wszystko w wyniku pożaru, został z tym, co miał na sobie. Załamał się i nie widział dla siebie wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji, gdyż nie miał rodziny, czy przyjaciół, na których mógłby liczyć. Koleżanka ta uzbierała dla niego w kilka tygodni 500 Euro, które wystarczyły na depozyt za wynajęcie mieszkania, aby mógł zacząć od nowa. Płakał z radości, nie dowierzając, że ktoś niejako obcy zrobił coś takiego dla niego, gdyż osoby, które dały pieniądze nawet nie znały tego chłopaka. Byłam bardzo zainspirowana, kiedy ta koleżanka powiedziała mi o tym. Zachecajmy sie wzajemnie. Myślmy kryteriami wieczności, a będziemy zdolni do poświęceń ze względu na Jezusa, motywowani nie tylko emocjonalnym współczuciem, które przecież i niewierzący odczuwają, ale będąc posłuszni wezwaniu naszego Boga, „jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili” (Efezjan 2, 10