Dlaczego założyłam bloga

Pisanie tego bloga jest wyrazem mojego posłuszeństwa Bogu, który już przed kilkoma laty zachęcał mnie do pisania. Celem jego jest zaświadczenie, że Jezus jest żywy i realny, a Bóg działa w życiu wierzących, którzy Go szukają i Jemu wierzą. Jest pisany ku zachęcie i inspiracji, aby z wytrwałością i pasją podążać za Jezusem. Zasadą Bożą jest, że prawda wyzwala. To, co piszę, przyniosło wolność do mego życia, więc wierzę, że przyniesie i do Twojego, o to też się modlę… A jeśli poczujesz się zachęcony/-a moimi postami, poleć proszę tego bloga swoim znajomym, aby Imię Jezusa było uwielbione „przez dziękczynienie wielu.” Zachęcam Cię jednak przede wszystkim do medytowania nad Biblią, aby "zaświeciła ci prawda Ewangelii" (Ef 4, 17-24).
Istnieje możliwość zamówienia książki, która powstała w oparciu o teksty z bloga. W celu zakupu proszę o kontakt na maila hakiiki@gmail.com

Bieżące informacje z misji w Ugandzie (2010-2013):

Jak czytać bloga

Zachęcam do chronologicznego czytania bloga. W tym celu proszę najpierw wejść do archiwum (po lewej stronie pod ulubionymi linkami) i wybrać rok 2007, a następnie zjechać na sam dół strony.

piątek, 11 stycznia 2008

Brak paliwa i malaria

Właśnie siedzę na niewygodnym stołku w nowym budynku domu dziecka. Prace wykończeniowe posuwają się w wolnym tempie, gdyż wskutek trzykrotnego wzrostu cen paliw w Ugandzie, wzrosły również koszty transportu i z tego powodu część murarzy nie wróciła do pracy po przerwie świątecznej. Niestety oprócz tego, że paliwo jest kilkakrotnie droższe to na dodatek nie można go dostać. Jest to bardzo trudna sytuacja dla całej ludności Ugandy, a także innych krajów, które kupowały paliwo z Kenii. Wzrosły bowiem ceny wszystkiego. Tak mnie to boli, bo ci ludzie i tak są biedni, a teraz na wszystko wydawać znacznie więcej. Uganda oraz kilka ościennych krajów kupujących paliwa z Kenii, przeżywa kryzys gospodarczy, który jest konsekwencją zamieszek w Kenii. Po wyborach prezydenckich rozgorzały walki w Kenii zainicjowane przez opozycję. Wskutek tego do tej pory zginęło kilkaset osób. Były również podpalane kościoły wraz z wiernymi chroniącymi się przed oprawcami w środku. Ogarniajmy modlitwą Kenię oraz wierzących, aby w czasie tej próby wiary nasi bracia i siostry się ostali, pamiętając, że co „wystawia wiarę na próbę, rodzi wytrwałość” (Jk 1, 3). My także tutaj modlimy się za Kenię, wierząc, że wkrótce nastanie oczekiwana stabilizacja.

Kilka dni temu przybyli do domu Faith misjonarze z Kanady, którzy wcześniej przebywali w Kenii. Kilkoro z nich jest przyjaciółmi Faith. Opowiadali, jak makabryczne rzeczy się dzieją teraz w Kenii, o czym nawet prasa nie pisze. Walki i rozruchy są właściwie w całej Kenii i o dziwo tam również nie ma paliwa. Ci ludzie przeszli prawdziwe trudności w przebyciu całego dystansu przez Kenię i dotarciu do granicy. Narażali swe życie, gdyż różne bandy czatują przy drodze. Jest na szczęście też dużo wojska, które stara się utrzymywać jako taki spokój. Mają teraz wziąć udział w kilku konferencjach chrześcijańskich w Ugandzie i za jakiś czas planują wrócić do Kenii, o ile będzie tam spokojniej. Mieli oni głosić na konferencji młodzieżowej, którą Faith organizowała w wiosce. Miało na nią przybyć na początku stycznia około 500 młodzieży, ale konferencja została odwołana wskutek epidemii wirusa ebola. Rząd zabronił wszelkiego rodzaju publicznych zebrań i konferencji.

Ci misjonarze zostają z nami tylko do najbliższej niedzieli, planując powrót do Kenii, gdzie zamierzają zostać do kwietnia. Jest wśród nich małżeństwo, które duchowo adoptowało dwóch chłopców z domu dziecka – Johna i Enocha. Były to pierwsze dzieci domu dziecka. Właśnie w czasie pierwszego pobytu tych misjonarzy w BH trzy lata temu, John pochował swego ojca, który zmarł wskutek AIDS. Jego mama umarła wcześniej. Nie miał absolutnie nikogo, kto by się o niego zatroszczył. Jedyny bliski krewny - dziadek, zaraz po pogrzebie wyrzucił Johna i jego siostrę z domu. Faith nie planowała wtedy prowadzić domu dziecka, ale kiedy John przyszedł do niej prosząc o pomoc, po prostu go przygarnęła do siebie i umieściła w walącym się budynku szkoły zawodowej (gliniany dom 2m na 2m), gdzie przebywało również kilka dziewcząt, ucząc się krawiectwa. Ewa, obecna opiekunka domu dziecka, była wtedy jedną z uczennic tej szkoły. W ciągu trzech kolejnych lat bezdomne dzieci zaczęły przychodzić do Faith, które zaczęła umieszczać w nowym, ale ciasnym budynku. W chwili obecnej jest 35 mieszkańców domu dziecka, ulokowanych w 5 małych pokojach oraz tym starym glinianym domu. Planujemy już na dniach przeprowadzkę do nowego domu dziecka.

Jak pisałam na początku, jestem właśnie w nowym budynku domu dziecka, ciesząc się darmowym dostępem do źródła energii, gdyż mamy już zamontowaną baterię słoneczną! Radość z jej posiadania wyrażają codziennie dzieci, które czują się niesamowicie dumne, że jako jedyni we wsi mają prąd. Bateria słoneczna została zainstalowana przed świętami, ale było tylko światło. Nie było jeszcze prądu w gniazdkach, które właśnie przedwczoraj zostały zamontowane i już nie musimy się martwić cenami paliwa, bo możemy zasilać laptopy w domu dziecka oraz korzystać z darmowego Internetu :)

Niesamowite jest to, jak Pan zatroszczył się o nasze potrzeby internetowe, zapewniając nam baterię słoneczną we właściwym czasie. Dziękujemy Bogu za sponsorów baterii słonecznej! Musimy znaleźć jeszcze tylko 900zł na zamontowanie alarmu, bo okazuje się, że taka bateria to niezły kąsek dla złodziei. Dwa dni temu jeden taki niedoszły złodziej został złapany przez chłopców z domu dziecka i zaprowadzony na policję. Tak więc apeluję kochani, jeśli by ktoś miał na sercu wysłanie tej kwoty na zabezpieczenie baterii – będziemy wdzięczni!

Niedługo zacznie się mój ostatni tydzień w Ugandzie. Nie wiem wprawdzie, kiedy dokładnie wylecę, gdyż mój bilet lotniczy jest przez Nairobi w Kenii, a jak pisałam wyżej jest tam niebezpiecznie w tym czasie. Nie mam więc jeszcze zarezerwowanego biletu. Oddaję to jednak Panu, wierząc, że Pan może wyprostować każdą pokręconą ścieżkę. Oczywiście nie opuszczę Ugandy bez zakończenia projektu domu dziecka. Muszę dopilnować, że wszystko jest zgodnie z moimi oczekiwaniami – najlepiej, jak tylko może być dla dzieci, które codziennie się mnie pytają: „ciociu Akiiki, kiedy się wprowadzimy?”

Wszystko, co pisałam powyżej, zostało napisane tydzień temu, jednakże wskutek gwałtownego pogorszenia się mojego samopoczucia, nie zostało dokończone. Niestety zachorowałam na malarię. Po świętach bolał mnie kręgosłup i kręciło mi się w głowie, ale myślałam, że to wskutek zmęczenia pracami związanymi z moim projektem. Następnie zaczął mnie boleć kark w taki sposób, jak czasem boli, bo źle się spało. Do tego dołączyła się nieopisana senność i zawroty głowy, ale nikomu nic nie mówiłam, czekając na poprawę. Kiedy jednak dostałam dreszczy w bardzo ciepły dzień, zrozumiałam, że od dwóch tygodni miałam objawy malarii. Wskutek nieleczenia malarii od samego początku, pasożyt zdążył się już znacznie namnożyć, dlatego zaczęłam cierpieć więcej dolegliwości, które z czasem już trudno było odróżnić od skutków ubocznych leków. Miałam wysoką gorączkę przez kilka dni. Mdłości i wymioty. Ból w klatce piersiowe. Koszmary senne (ponoć jest to typowe dla malarii, Faith mawia: "dlatego wiadomo, że to jest diabelska choroba". Ogólne osłabienie. Bóle głowy i oczu, nawet moje łzy były toksyczne, gdyż kiedy płakałam z bólu, bardzo mnie piekły na twarzy. Miałam (i mam do tej pory) swędzącą wysypkę na całym ciele i liszaje na twarzy, nie wspominając o grzybicy ust i dłoni oraz braku apetytu, a także opuchliźnie na nogach i rękach. Najbardziej chyba jednak przykre były bóle mięśni i stawów. Jednego dnia nie była w stanie podnieść widelca z jedzeniem do ust, ani się uczesać, ani nawet przejść parę kroków, gdyż miałam ból w absolutnie każdym stawie. Nadal mam ból w nadgarstkach, nawet pisanie na klawiaturze sprawia mi ból.

W tym czasie bycia w łóżku, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo samotni się czują chorzy i jak bardzo potrzebują naszego towarzystwa. Jezus też mówił: „Byłem chory, a odwiedziliście Mnie” (Mt 25, 43). W tym czasie Pan dał mi cudowny prezent, a mianowicie dzieci z wioski przyszły do mnie i przez godzinę śpiewały dla mnie i tańczyły. Bardzo byłam Panu za to wdzięczna. Widzicie ich na zdjęciu.

Zachęca mnie jednak to co w 2 Liście do Koryntian Paweł Apostoł pisze: „Z siebie samego nie będę się chlubił, chyba że z moich słabości. Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz (Pan) mi powiedział: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2Kor 12, 5-10).

Tak więc i ja z tego się mogę chlubić, że będąc sześć miesięcy na misjach w Ugandzie doświadczyłam tego rodzaju słabości i niemocy, jakich nigdy w takim natężeniu nie doświadczyłam w moim życiu. Wielokrotnie było mi ciężko psychicznie, duchowo i fizycznie, ostatnio będąc ciężko doświadczona malarią. We wszystkim tym jednak ogłaszam, że w Jezusie jestem zwycięska (Rz 8, 37), wierząc, że moc Jezusa potężnie działa we mnie (Kol 1, 29), uzdalniając mnie do pokonania tych trudności oraz będąc pewna Jezusa, który jest „mocny we mnie” (2Kor 13, 3).

Choć więc nadal cierpię z powodu malarii i codziennie mam jakiś nowy ból w jakiejś części ciała to jednak wiem, że nie ma niczego, co mogłoby mnie trwale zatrzymać w biegu, jaki Jezus dla mnie zaplanował. Mam Jego dzieło do wykonania i choć na jakiś czas byłam zatrzymana chorobą, to jednak duchowo gotowa do zmierzenia się z każdą trudnością. Kiedy bowiem doświadczam słabości, tylekroć mam okazję zdać się na Jezusa, oczekując Jego mocy potężnie działającej we mnie oraz objawienia się Jego chwały. Te rzeczy dzieją się, abym nie mogła na końcu tego dzieła powiedzieć: „ja Honorata tego dokonałam”. Prawda jest taka, że choć wielu z Was mnie podziwia, to tak naprawdę podziwiacie łaskę Jezusa potężnie działającą we mnie i uzdalniającą mnie do pokonania wszelkich trudności i bycia zwycięską we wszystkim. I całą chwałę oddaję Jezusowi, niczego bym tu nie dokonała, gdyby nie Jego łaska i już po tygodniu wyjechałabym z Afryki. Raz Pan mi powiedział: „nie patrz na to, możesz albo nie możesz uczynić, ale na to, co Ja mogę uczynić przez Ciebie”. I tym się cieszę, że mocna czy słaba idę z Jezusem drogą, w którą wyruszyłam wiele lat temu…

4 komentarze:

Unknown pisze...

życzę powrotu do zdrowia :)

Anonimowy pisze...

"I tym się cieszę, że mocna czy słaba idę z Jezusem drogą, w którą wyruszyłam wiele lat temu…"

Piękne

koinoniahsministry pisze...

Gromie ducha malarii w potężnym imieniu Jezusa!!!

Anonimowy pisze...

Kochana, dostalam Twoj adres bloga od Sabulki... Mam na imie Charlotte, Francuzka polskiego pochodzenia... przeczytalam wszystko jednym tchem. Jestem pod wrazeniem Twojego serca, dobroci i wiary. Sama jestem corka agnostyczki i mulzumanina ale zwiazalam sie z praktykujacym katolikiem ktory potrafil mi przekazac calym sercem swoja wiare. Dzis jestem zastepcza mama dwoch dziewczynek wyrwanych z darfurskiego piekla. Nie wiem czy uda mi sie je zaadoptowac, ale to niewazne, one tyle wniosly w moje zycie. Chce wychowac jej w milosci i wierze, na razie jest za wczesnie ale chcialabym opowiedziec im ze ich prawdziwi rodzice ( zabici przez bande, siostra zbiorowo zgwalcona) byli wspanialymi ludzmi i teraz u boku Jezusa spogladaja na nie i usmiechaja sie. Dzieki Twoim zapiskom mam wiecej wiary, i naprawde ciesze sie ze sa Tacy ludzie na swiecie. Czy moge napisac o Tobie na moim blogu? jego adres to http://lotka76.blox.pl, Pozdrawiam Cie bardzo cieplo, Lotka