Dlaczego założyłam bloga

Pisanie tego bloga jest wyrazem mojego posłuszeństwa Bogu, który już przed kilkoma laty zachęcał mnie do pisania. Celem jego jest zaświadczenie, że Jezus jest żywy i realny, a Bóg działa w życiu wierzących, którzy Go szukają i Jemu wierzą. Jest pisany ku zachęcie i inspiracji, aby z wytrwałością i pasją podążać za Jezusem. Zasadą Bożą jest, że prawda wyzwala. To, co piszę, przyniosło wolność do mego życia, więc wierzę, że przyniesie i do Twojego, o to też się modlę… A jeśli poczujesz się zachęcony/-a moimi postami, poleć proszę tego bloga swoim znajomym, aby Imię Jezusa było uwielbione „przez dziękczynienie wielu.” Zachęcam Cię jednak przede wszystkim do medytowania nad Biblią, aby "zaświeciła ci prawda Ewangelii" (Ef 4, 17-24).
Istnieje możliwość zamówienia książki, która powstała w oparciu o teksty z bloga. W celu zakupu proszę o kontakt na maila hakiiki@gmail.com

Bieżące informacje z misji w Ugandzie (2010-2013):

Jak czytać bloga

Zachęcam do chronologicznego czytania bloga. W tym celu proszę najpierw wejść do archiwum (po lewej stronie pod ulubionymi linkami) i wybrać rok 2007, a następnie zjechać na sam dół strony.

poniedziałek, 28 stycznia 2008

Tyfus i Boża opatrzność

Myślę, że każdy z nas doświadczył chociaż jednego cudu w swoim życiu. Niezwykłej Bożej interwencji w trudnej sprawie, uzdrowienia fizycznego, uwolnienia, wyprostowania pokręconych życiowych ścieżek i wysłuchania różnego rodzaju modlitw. Ja również jestem w gronie tych ludzi, którzy doświadczyli realności Boga w swoim życiu i Jego obecności pośród problemów oraz mocy Jego działania.

Jak wiecie, byłam chora na malarię. Doświadczyłam niezwykle przykrych objawów tej choroby, o czym pisałam w poprzednim poście. Oddaję chwałę Bogu, bo w krótkim czasie doszłam do zdrowia, choć w międzyczasie zachorowałam też na tyfus. Wiele osób się za mnie modliło o uzdrowienie i wierzę, że fakt tak szybkiego powrotu do zdrowia był cudowną Bożą interwencją.

Pisałam kiedyś o Paulu, którego Bóg wezwał do założenia góry modlitwy za narody, a który stał się moim drogim przyjacielem i partnerem w modlitwie. Paul jest bratem Ewy, opiekunki w domu dziecka. Niestety dwa tygodnie temu Paul miał poważny wypadek, bo został potrącony przez samochód. Zadzwoniono do Faith, informując o tym zajściu. Faith znalazła Paula w ciężkim stanie, nieprzytomnego w „szpitalu” (nic tam nie ma oprócz kilku łóżek i jakiś podstawowych leków) w pobliskim mieście Kyenjojo. Zdecydowała, aby go zabrać do Fort Portal do szpitala. W czasie podróży wydawało się, że to jego ostatnie chwile życia. Ludzie dowiedziawszy się o jego wypadku, zaczęli się modlić o jego szybki powrót do zdrowia. Po kilku dniach spędzonych w szpitalu w Fort Portal okazało się, że stan zdrowia Paula się pogarsza, więc Faith zdecydowała przewieść go do Kampali do bardzo dobrego i bardzo drogiego szpitala. Koszt transportu i leczenia miał być około $2000! Faith nie miała tych środków, ale zabrała go przez wiarę, że Bóg przywiedzie kogoś, kto zapłaci za leczenie Paula. Gorąco się o to modliliśmy. Po krótki czasie zgłosiła się pewna kobieta z USA, która zdecydowała się pokryć ten koszt. Dla nas wszystkich był to absolutny cud, bo ta kobieta pojawiła się „znikąd”.

Bóg mówi w Biblii w Izajasza 44 i 45 „Tak mówi Pan, twój Odkupiciel, Twórca twój jeszcze w łonie matki: Jam jest Pan, uczyniłem wszystko, Sam rozpiąłem niebiosa, rozpostarłem ziemię; a któż był ze Mną? To Ja mówię Jeruzalem: Będziesz zaludnione, i miastom judzkim: Będziecie odbudowane. Ja podniosę je z ruin (…) aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Pan, i nie ma innego. Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko”. Bardzo lubię ten fragment, bo mówi mi o moim Bogu, w którego wierzę. O Bogu, dla której nie ma rzeczy niemożliwej. Kiedy łączę to z zachętami ku modlitwie walki duchowej z Nowego Testamentu, widzę jak Pan jest zainteresowany budowaniem „czegoś z niczego” i „odbudowywaniem z ruin” różnych sfer naszego życia. Ten sam Pan jest w stanie stworzyć pomyślność w naszym życiu, kiedy czujemy, że jej jest nam brak. Ten sam Pan powołał „znikąd” tę kobietę, która postanowiła zapłacić za leczenie Paula.

Ktoś może zapytać: „czemu Bóg go nie uzdrowił, oszczędzając kosztów szpitala?” W Księdze Izajasza 45, 9-11 Bóg mówi: „Biada temu, kto spiera się ze swoim twórcą, dzbanowi spomiędzy dzbanów glinianych! Czyż powie glina temu, co ją kształtuje: Co robisz? Czy jego dzieło powie mu: Niezdara! Biada temu, kto mówi ojcu: Coś spłodził? Albo niewieście mówi: Co urodziłaś? Tak mówi Pan, Święty Izraela i jego Twórca: Czyż wy Mnie będziecie pytać o moje dzieci i dawać Mi rozkazy co do dzieła rąk moich?” Ja wiem jedno, że ta kobieta nie mogłaby doświadczyć ubłogosławienia przez Boga, poprzez szansę uczynienia czegoś dobrego dla przyjaciela w potrzebie. Myślę, że powinniśmy zmieniać nasze myślenie co do dawania. Pan Jezus powiedział, że „więcej jest szczęścia w dawaniu, niż w braniu”. Myślę, że wielu z nas tego doświadczyło.

Wielu z Was przysłało swoje pieniądze na „moje” sieroty. Nazywam je „moje”, ponieważ wierzę, że Pan mi je powierzył. I są niejako moimi dziećmi. Przez Waszą pomoc są i Wasze! Jak Waszych własnych dzieci nie możecie się ich wyprzeć. Proszę nie poprzestańcie na jednorazowej pomocy! Wciąż organizacja nie ma pieniędzy na ich lepsze wyżywienie oraz zapłacenie czesnego za szkołę!

W ubiegłym tygodniu przywieziono pięcioro rodzeństwa (widzicie je na zdjęciu z Faith). Najstarsze ma 16 lat, a najmłodsze 2 lata. To małe dziecko jest HIV+, pozostałe dzieci są zdrowe. Ojca nie znają, a matka zmarła w grudniu. Nie mają nikogo, kto mógłby się nimi zaopiekować! Czy możecie sobie wyobrazić taką tragedię! Być dzieckiem pozostawionym samym sobie! Bez rodziny, bez troski kogoś dorosłego! W takiej sytuacji jestem ogromnie wdzięczna Bogu za tego rodzaju organizacje jak „Bringing Hope To The Family” i to, co robi dla sierot w okolicy! Jak zaczęliśmy budowę nowego domu dziecka, Faith powiedziała: „Honia, czuję, że dzieje się to, ponieważ niebawem dołączą nowe dzieci”. Faith nie szuka sierot, aby je otoczyć opieką, one same ją znajdują. Podobnie jak 13-letnia Moreen, która trafiła do domu dziecka miesiąc temu. Sierota, którą opiekowała się starsza siostra, a jak się okazało, prowadziła w domu melinę. Moreen mieszkała w Kaihurze (naszej wiosce) i przyszła do Faith prosząc, aby ją zabrała z tamtego domu. Pan jest dobry! Daje nam szansę zatroszczenia się o sieroty i biednych. Niech to nas napawa radością, gdyż Pan daje nam szansę usłużenia Jemu samemu w każdym potrzebującym!

Wspomniane wyżej pięcioro rodzeństwa miało w stopach po kilka gigar (nie wiem, co to jest po polsku, bo nie mogę tego znaleźć w słowniku). Jest to maleńki robak, który wrzyna się w skórę (najczęściej stopy) i składa tam jajka, namnażając się w ciele. Niestety sama go miałam w sierpniu i dlatego wiem, jak bardzo jest to bolesne i przykre. Jeżeli nie usunie się go wcześnie, to może w pewien sposób paraliżować mięśnie stopy. Kiedy widziałam cierpienie tych dzieci, kiedy im czyszczono stopy z tych gigar, to płakać mi się chciało i jednocześnie było to coś tak obrzydliwego, że nawet nie chciałam na to patrzeć. Jedno dziecko miało ich nawet kilkanaście, niemal jeden na drugim. Taka jestem wdzięczna Bogu za to, że ja i moi przyjaciele możemy być tymi, którzy przynoszą nadzieję tym sierotom! Wierzę, że wspólnie uczynimy jeszcze więcej dla nich.

W niedzielę wieczorem rozmawiałam z pewną kobietą, bezrobotną nauczycielką, wdową z czwórką dzieci. Po śmierci jej męża, szwagier wyrzucił ją z domu jej męża i pozostawił samej sobie. Ktoś jej powiedział o „Bringing Hope”. Po rozmowie z Faith została z dziećmi umieszczona w budynku internatu szkoły zawodowej. Brzmi nieźle, ale wcale nie jest tak kolorowo, gdyż jest to budynek wciąż nieskończony, bez łazienek i łóżek, bez niczego praktycznie. Ta kobieta jest jednak nieprawdopodobnie wdzięczna Bogu za „Bringing Hope” i pomoc, jaką otrzymała. Faith mówi, że musi ich gdzieś ulokować, bo nie mogą zostać w internacie, gdyż niedługo wraca młodzież po wakacjach do szkoły zawodowej, która zresztą mieści się w tym samym budynku. Mam w sercu wybudować im dom. Taki, jak dla sąsiadów – z gliny, ale pokryty dachówką. Kupić im łóżka i pościel, i modlić się o pracę dla tej kobiety. Jej dzieci są bardzo bystre i mają ambicje zostania lekarzami (dwóch chłopców) i prawnikiem (jedna córka). Jeśli ktoś z Was chciałby przesłać pieniądze na ten cel, to koszt budowy domu to $400 plus łóżka i pościel $200.

Mam tak wiele do pisania, a tak niewiele czasu. Bądźcie pewni, że po powrocie do Polski nadal będę pisać bloga przez jakiś czas, dzieląc się wrażeniami z mego pobytu w Ugandzie. Na tę chwilę mam pomysły na kolejne pięć postów. Wracam do Polski 2 lutego :( Nie chcę się rozstawać z tym miejscem, gdyż zżyłam się z ludźmi i kocham to miejsce. Wierzę jednak, że zakończyłam to, do czego Bóg mnie tu wezwał i oczekuję objawienia się Jego woli, co do mojej dalszej służby. Dziękuję Bogu za każdą i każdego z Was, którzy czujecie się zachęceni moim blogiem. Tylko Jezusowi chwała, bo dzieło, które On we mnie zapoczątkował, kontynuuje i kiedyś zakończy. Czekam z niecierpliwością na zobaczenie Go twarzą w twarz, aby Mu podziękować, że mnie odnalazł i nadał wieczny sens memu życiu. Alleluja!

6 komentarzy:

Unknown pisze...

:) szkoda, że przez te choroby w tym miesiącu tylko dwa wpisy... żeby przyjemniej sie czytało ;)

koinoniahsministry pisze...

Będę w kwietniu w Polsce to może się spotkamy. Shalom.

Anonimowy pisze...

Witaj
To piękne co robisz.Niech Bóg doda Ci sił w Twoich staraniach i poświęceniu.Pozdrawiam i życzę Ci Bożej opieki oraz błogosławieństwa.

Anonimowy pisze...

Cieszę się ogromnie, że mimo młodego wieku w Twoim życiu jest zapał do pracy misyjnej. Niech każdy dzień Twojej pracy będzie dla Ciebie jeszcze większym zapałem do ewangelizowania wszystkich ludzi, których spotkasz na Swojej drodze. Szczęśc Boże. Ks. Michał

Anonimowy pisze...

Cieszę się ogromnie, że mimo młodego wieku w Twoim życiu jest zapał do pracy misyjnej. Niech każdy dzień Twojej pracy będzie dla Ciebie jeszcze większym zapałem do ewangelizowania wszystkich ludzi, których spotkasz na Swojej drodze. Szczęśc Boże. Ks. Michał

Anonimowy pisze...

Bardzo cieszę się, że wybrałaś drogę swojego życia. Niech Bóg dodaje Tobie sił i ochoty do dalszej pracy misyjnej. Podziwiam. Niech każdy dzień będzie dla Ciebie kolejnym odkrywaniem Boga w życiu swoim i ludzi, których spotkasz na Swojej drodze. Szczęść Boże